W 2008 roku razem z ojcem pojechaliśmy do kina na Gran Torino. Pamiętam to jakby to było wczoraj - czuliśmy się jak część historii kina. Ostatni film Clinta Eastwooda, bo tak był sprzedawany, na dużym ekranie. Coś, do czego zmierzały lata wspólnego oglądania filmów Clinta w domu. 11 lat później jestem starszy, bardziej cyniczny i zgorzkniały. I oglądam najnowszy film Clinta. Gdybyście 11 lat temu powiedzieli mi, że Eastwood nadal będzie trudził się filmami w 2019 roku, rozpędziłbym Was na 4 wiatry.
Oparty na nieprawdopodobnej historii Leo Sharpa, film opowiada o „90-letnim przemytniku narkotykowym kartelu Sinaloa”, który jest ścigany przez DEA. Nasz starzejący się strudzony, samotny i stojący w obliczu wykluczenia z działalności bohater, podejmuje pracę jako kurier narkotykowy w meksykańskim kartelu. Jego natychmiastowy sukces prowadzi do łatwych pieniędzy i większej przesyłki, która szybko przyciąga uwagę agenta DEA Colina Batesa (Bradley Cooper). Kiedy wcześniejsze błędy Earla zaczynają poważnie obciążać jego sumienie, musi zdecydować jak naprawić te krzywdy, zanim dopadną go organy ścigania i bandyci.
Najpierw porozmawiajmy o Clincie. Facet pokazuje swój wiek i chwała mu za to. Wygląda teraz tak staro, że trudno uwierzyć, że kiedyś występował na równi z Lee Van Cleefem i Eli Wallach w „Dobrym, złym i brzydkim”. Jednak za tymi oczami można to dostrzec. Możemy zobaczyć całe jego życie, karierę i ból. Jest to wielki atut w późniejszych występach Clinta i tutaj jest zdecydowanie najlepszy. Generalnie nie jest to dla niego szczególnie nowa rola - groźny, szorstki stary rasista - z pewnością coś w tym jest. Ta rola jest idealna dla Clinta; jego postać mówi nawet „to jest ostatni” wielokrotnie w zwiastunie filmu, być może to ostrzeżenie, że to jego ostatni występ? Wątpię, wszyscy tak myśleliśmy 11 lat temu, ale niezależnie od tego, z pewnością byłby to ciekawy sposób na zakończenie kariery - 90-letni przemytnik narkotyków.
Wspierająca obsada jest równie ciekawa - Bradley Cooper serwuje występ, który jest tak samo dobry, jak jego nominowana do Oscara rola w „A Star is Born”, aczkolwiek tutaj okazuje się niedoceniana. Jako obsesyjny agent DEA na ogonie Clinta jest człowiekiem opętanym przez sprawiedliwość. Pokazuje tyle samo bólu i desperacji, co Clint w głównej roli i obaj tworzą genialną parę kotka i myszki. Jedna scena, szczególnie w restauracji, jest tak napięta i ekscytująca, jak kultowa scena kawiarni w thrillerze Heat 90 Michaela Manna. Niemal wyprane z kolorów elementy wizualne filmu odzwierciedlają motywy mroku, desperacji i zacieranej moralności - ujęcia Yves Bélanger zamykają to wszystko w genialnych klatkach.
Podsumowując Przemytnik to cholernie drobna niespodzianka, która jest znacznie mocniejsza, niż ktokolwiek się spodziewał. Świat wpadł w panikę, gdy Clint ogłosił, że znów gra w thrillerze narkotykowym, ale rezultatem jest zaskakująco wzruszające studium na temat starości i przemijania, osadzonych w naszych desperackich czasach. Film bardzo mi się podobał i mam nadzieję, że to rzeczywiście pożegnanie Clinta - to po prostu doskonałe zakończenie.
★★★★☆
Sam Love
No comments:
Post a Comment