Wednesday 25 April 2018

Burnout Paradise Remastered ★★★★★


EA umożliwiając Criterion Games zrobienie nowej gry z serii Burnout, jest niemal jak Microsoft dający Rare wypuścić nowe Banjo Kazooie, czy Perfect Dark. Criterion nęcił nas tytułem mającym być dziedzictwem dawnego klimatu serii już na E3 2014 i nigdy więcej od tego czasu. Typowo, jak to EA, ekipa skrupulatnie spędzała swój czas nad trybem Star Fighter Assault do Star Wars Battlefront 2, oczywiście mając u boku również DICE. Główna część ekipy, włączając dwóch założycieli, Alex Ward i Fiona Sperry odeszli pod koniec 2014 roku. Uformowali oni później małe studio Three Fields Entertainment, które to niedługo później opublikowało trzy gry. Destructive Golf, tytuł mówi dobrze sam za siebie. VR’ową  grę FBI, bazowaną na Burnoutach, posiadającą własny Crash Mode - Danger Zone.


Mimo tego, że 10 letni oryginal nadal wyglądał dość dobrze Stellar Entertainment podjęło się remastera, z którego właśnie zrodziło się Burnout Paradise Remaster. Na pierwszy rzut oka nie jest to duży krok do przodu, raczej mnóstwo małych, dobrych akcentów. PS4 i Xbox One z rozdzielczością podbitą do 1080p, sama gra płynnie w 60 klatkach na sekundę. Podwojono więc klatkarz z PS3 i 360, które wyświetlały grę w 720p. Dodano też efekty cząsteczkowe widoczne dobrze przy otarciach o inne auta, czy większych kraksach.

Idąc dalej, Xbox One X i PS4 Pro stawiają krok jeszcze dalej umożliwiając grze wyświetlanie w natywnym, najprawdziwszym, wspaniałym, 4K. I dodają jeszcze kilka efektów, jak dym z opon i subtelne HDR widocznie podczas wyjeżdżania z ciemnego tunelu prosto na ostre słońce. Anty-aliasing jest miejscowo dość chropowaty, ale raczej ciężko dostrzec to podczas jazdy. Głównie dotyczy to ogrodzeń, znaków drogowych, czy linii wysokiego napięcia. Co dziwne, motion blur został usunięty, prawdopodobnie ze względu na podniesiony klatkarz negujący jego efektowność. Kilka sekwencji wideo w grze zostało pominiętych przy odnawianiu, więc widać przy nich sporo niedoskonałości. Na szczęście jest to tylko kilka w świetle całej gry.

Burnout Paradise porzucił konwencje poprzednich edycji na rzecz w pełni eksplorowalnego miasta. Każde skrzyżowanie ma swoją interakcję, która zwykle to i tak wariacja na temat wyścigu przez miasto. Do tego Road Rage, czyli zmagania z celem wytrącania z trasy konkurencyjnych aut i Stunt Run, w którym zdobywamy punkty za skoki, drifty, czy jazdę pod prąd.

Burnout nigdy nie zmusza do wykonywania aktywności. Mamy wolność poruszania się po Paradise City w dowolnej chwili, od samego początku jesteśmy wręcz do tego popychani. BIllboardy, bramy, barierki, czy skocznie rozstawione po mapie czekają na wykorzystanie lub rozwalenie. Opcje online są dostępne cały czas, przez wciśnięcie prawej strony panelu D-pad, daje to dostęp do wyścigów i kraks z innymi graczami w internecie, co na pewno spodoba się fanom Crash Mode. Jeśli już gramy online, przy każdej aktywności wyświetlają się osiągnięcia i rekordy znajomych. Daje nam to możliwość postawienia sobie za cel pobicia ich wyników.


Z pewnością kompetentny remaster, Burnout Paradise dodatkowo ma już w zestawie wszystkie wydane dodatki, włączając Legendary Cars, Toy Cars, Paradise Bikes (co do czego jestem pewien, że zostały dodane po tym jak Criterion porzucił EA temat Road Rash, ale został on odrzucony). Największą z dostępnych do pobrania treści jestem Big Surf Island. Dodatek do już całkiem dużego miasta, z własnym zestawem aktywności i billboardów do rozwalenia.

Nie jest to najlepsza gra z serii (osobiście przyznałbym ten tytuł Burnout’owi 3), jednak z radością przyjmę Burnout Paradise jako akceptowalny substytut. Podsumowując, na pewno jest tak samo fajny, jak dekadę temu.


★★★★★
Bry Wyatt

Burnout Paradise Remastered at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Monday 23 April 2018

Xenoblade Chronicles II ★★★★★


Kolorowa, obszerna i pełna życia, Xenoblade Chronicles II jest najlepszym czysto RPG’owym doświadczeniem, które znajdziecie na Nintendo Switch.

Nie będzie wymagane ogrywanie oryginalnego Xenoblade Chronicles by w pełni cieszyć się kompanią pojedynczego gracza, która bierze nam z życia około 6 godzin. Podróżujemy oczywiście przez ekspansywny świat z zamiarem znalezienia sposobu na jego uratowanie. Podczas gdy brzmi to jak typowa historia fantasy, jest to właściwie całkiem interesująca historia, z szerokim wachlarzem postaci.


Protagonista o imieniu Rex wplątany zostaje w akcje po zaakceptowaniu układu z grupką podejrzanych handlarzy. Kończy dość dosłownie - z nożem w plecach. Wraca do żywych dzięki ‘legendarnej Egidzie ‘ Pyrze, na której skupia się wątek fabularny. Jest ona Ostrzem, żywą bronią używaną przez ‘Driversów’, w umierającym świecie, gdzie wszyscy żyją na plecach wielkich kreatur. Każda z naszych postaci może używać Ostrzy, które dają im używane w walce umiejętności.

Zbieranie Ostrzy to sporo roboty ze względu na uzależnienie od systemu opartego o  RNG(generator liczb losowych). Znajdziemy też nawiązanie do Persony - podczas walki mamy możliwość przełączania się pomiędzy umiejętnościami podczas walki. Tak jak możecie się spodziewać impreza idzie dalej, dołączają kolejni bohaterowie,jednak ostatecznie całą śmietankę spijają właśnie Ostrza. Podzielone na atakujące, leczące i defensywne dają możliwość wpływania na przebieg bitwy dzięki możliwości ich szybkiej zmiany.

Walka jest całkiem prosta do pojęcia, jednak trudna jeśli chodzi o doprowadzenie do perfekcji, Generalnie jest zbyt dużo informacji na ekranie na raz i w większości będziecie zajęci manewrowaniem Rexem za przeciwnikami oddając zabawę systemowi auto-ataków rodem niczym z gry MMO. Nie przypasuje to każdemu, jednak gra wymaga podejścia taktycznego w pozycjonowaniu naszego bohatera. Specjalne ataki są pisane do klawiszy, z czasami odnowy osobno dla każdego.

W pełni grywalna na konsoli w trybie przenośnym, jest to powalające móc  eksplorować ten obszerny świat napakowany przeciwnikami i zadaniami pobocznymi. Gra umożliwia nam odblokowanie powiększonego ekwipunku i jest daje dowolność powrotu do wcześniej odwiedzanych lokacji w celu ukończenia zadań. Przerywniki filmowe wyglądają świetnie, modele postaci, ich gesty i walki inspirowane stylistyką anime są po prostu znakomite. Ograbione z kontekstu skąpe kostiumy mogą nie wyglądać zbyt dobrze w komunikacji publicznej, jednak pozostają fajne jeśli uwzględnimy zalety z nich płynące a i  one z siebie samych nie będą stroniły zażartować.


Ostatecznie, wiele różnych rzeczy wynikło z decyzji, by obsadzić aktora głosowego z Yorkshire jako Rexa dla angielskiego dubbingu, jednak pomijając jego okrzyki bojowe..da się z tym żyć. Oryginalny głos możemy pobrać za darmo, więc jeśli Wam to przeszkadza to jest to jakaś alternatywa. Skoro mowa o problemach warto też wspomnieć o nieintuicyjnej mapie, której backtrackingowi raczej się nie ufa na ślepo. Poza tym nie ma w sumie na co narzekać.

Najlepszy JRPG w jakiego grałem od dłuższego czasu. XCII jest zdecydowanie rekomendowane dla każdego przejawiającego potrzeby RPG’owe gracza ze Switchem. Jest to niszowy tytuł, który nigdy nie sprzeda się w takich nakładach jak chociażby Mario czy Zelda, ale jednak warto przymknąć oko na wilka wad i dać się ponieść tej zdecydowanie wartej spróbowania przygodzie.

★★★★★
James Millin-Ashmore

Xenoblade Chronicles II at CeX




Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Saturday 21 April 2018

Xiaomi Redmi Note 5 Pro ★★★★☆


Xiaomi aka Apple China odniosło na przestrzeni lat duży sukces swoją serią Note. Note 4 z ostatniego roku przyniósł rekord sprzedażowy, czyniąc Xiaomi jednym z niewielu Note’owych producentów poza Samsungiem. Sprawdźmy więc czy Note 5 Pro (wypuszczony razem z tańszym, mniej wypasionym Note 5) z podwójnym aparatem jest wystarczająco dobry, by dać mu szansę przesiadając się z poprzedniej generacji.

Najpierw rzut okiem z tyłu, jeśli miałby tam czarne szkło i logotyp Apple prawdopodobnie pomyliliśmy go z iPhonem X. Zasługa umiejscowienia aparatu i ogólnego designu niczym prostu z jabłkowej fabryki. Na przodzie minimum ramek na krawędziach, coś więcej jedynie w górnej części (przednia kamera i selfie flash) zaś dół w pełni atrakcyjny, pewnie również dzięki ekranowi w aspekcie 18:9. Mamy tutaj 5,99” z ekranem w FHD+ i zakrzywionymi krawędziami. Urządzenie jest nieco ciężkawe, 181g zawdzięczane prawdopodobnie metalowemu tyłowi. Dostępne kolory to Szampańskie Złoto, Różowe Złoto, Błękit Jeziora i Czarny.

Co świetne transmiter IR jest nadal obecny, tak jak w innych Note’ach, lekko zaskakujące jest mikro USB zamiast typu C. Note 5 Pro wspiera technologię VoLTE i posiada hybrydowy układ dual sim. Telefon nieco dłuższy niż możnaby się spodziewać. Towarzyszy temu lekki dyskomfort podczas użytkowania, czy noszenia go w kieszeni.


Propozycja od Xiaomi jest pierwszym modelem, w którym zastosowano Snapdragona 636, który to jest najmocniejszym procesorem w średnich kategoriach. Urządzenie dostępne jest w wersjach z 4 lub 6GB RAMu i 64GB pamięci wbudowanej (rozszerzalne do 128GB). USB OTG i  Radio FM, jak to zwykle bywa w telefonach od tego producenta. Rozczarowujący natomiast jest Android 7.1 zamiast 8.0, przybrany w MIUI 9 - jeden z najbardziej customizowalnych i dobrze działających UI, posiadających o wiele lepsze funkcje niż chociażby Samsung Experience. Przykładowo. Lewy pulpit wyświetlacza jest podobny do kart Google Now, aplikacje, włączając Mi Drop umożliwiający transfer plików po WiFi, połączenia po WiFi, Quick Ball podobny do Applowskiego Assistive Touch, Dual Apps umożliwiające otwieranie jednocześnie dwóch kopii tej samej aplikacji, na przykład w celu używania ich z różnymi kartami SIM czy emailami. OTA, które ukazało się  na koniec lutego, umożliwia również odblokowywanie telefonu twarzą, co w tym przedziale cenowym jest naprawdę niezłym dodatkiem!

Dwa obiektywy to główne danie serwowane przez Xiaomi w tym posiłku zwanym Note 5 Pro, 12MP aparatu głównego + 5MP w pomocniczym pomaga w zbieraniu informacji na temat głębi obrazu i świetnie spisuje się w ujęciach portretowych. Całość daje radę w dobrych warunkach oświetleniowych, ale nocą na naszych ujęciach mogą już występować szumy. Co ciekawe detekcja twarzy działa wyraźnie lepiej niż detekcja obiektów. Przednia kamera to 20. Mega Pikselowa armata, uchwyca naprawdę nieźle ujęcia i w razie czego ma do pomocy lampę błyskową, całość na pewno da sobie radę fotkach na Insta. Poskąpiono nam jednak kontroli, bo tryb manualny to jedynie ISO i Balans Bieli. Brak nagrywania w 4K, mimo, że sam chipset ma taką możliwość oznacza, że jedyne co nam dano to 1080p. Możliwe, że  w przyszłości zmieni to jakaś aktualizacja?

Jeśli chodzi o gry i multimedia, Asphalt Xtreme działa bez zarzutu, telefon jedynie grzeje się trochę bardziej, ale to raczej normalne. Głośnik na spodzie jest wystarczająco głośny. Do tego nie rozczarowująca bateria o pojemności 4000mAh pozwala działanie nieco ponad dzień. Mamy odtwarzanie wideo w 4K, a z parą porządnych słuchawek jakość dźwięku jest zaskakująco dobra. Skucha przychodzi w ładowarce nie wspierającej żadnej technologii szybkiego ładowania, więc musimy sami się w takową wyposażyć.

Note 5 Pro to urządzenie konkurujące z modelami takimi jak Honor 9 Lite, Honor 9i, Xiaomi Mi A1, czy nawet Moto X4. Jest to najbardziej zapełniony segment cenowy, ale z najlepszymi podzespołami, aparatem i baterią Note 5 Pro punktuje zdecydowanie lepiej od konkurencji, nawet biorąc pod uwagę starszy OS, czy design.

★★★★☆
Pritesh Khilnani

Xiaomi Redmi Note 5 Pro at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Wednesday 18 April 2018

Huawei Honor View 10 ★★★★★


Huawei dorzucił do rynkowej puli solidną propozycję klasy średniej - 7X - kilka tygodni temu, po czym teraz wypuścił w światową dystrybucję View 10, czyli nieco tańszy wariant Mate 10 Pro. Uderzając tym samym w OnePlus 5T, z dodatkowymi funkcjami AI, świetnie zapowiadającym się aparatem i kilkoma innymi zastosowaniami ma naprawdę długą listę obietnic do spełnienia. Zobaczmy więc!

Pierwsze wrażenia z View 10. Z przodu wygląda świetnie, małe ramki i matowe wykończenie z tyłu, ale za to wystające obiektywy. Gdyby tył dać żółty, można by go w sumie pomylić z minionkiem. Ma nieco grubsze krawędzie na górze i na dole, głównie za przyczyną czytnika linii papilarnych, nadal ustawionego z przodu zamiast z tyłu. Kolory dostępne dla tego metalowego unibody to Nocna Czerń i Marynarski Błękit. Telefon jest komfortowy w obyciu, lecz nieco śliski. Jeśl masz akurat nieco mniejsze dłonie, dosięgniecie do przycisku głośności w prawym górnym roku można określić wyzwaniem. Port ładowania typu C i 3.5mm wejście jack mamy na spodnie urządzenia, zaś IR i drugi mikrofon na górze.


Wyświetlacz o wielkości 5.99”  ma rozdzielczość FHD, wykonany w technologi IPS wygląda przyzwoicie, ale jednak nie jestem Samsungowym OLEDem.  Czytnik linii papilarnych działa zaskakująco szybko, a rozpoznawanie twarzy działa na dobrym poziomie.

View 10 operuje na EMUI 8, które wspiera motywy i gesty użytkownika, takie jak screenshotujące kunkle tap. Oczywiście wszystko w ramach Androida Oreo. Na-ekranowe klawisze nawigacji są wyświetlane na życzenie użytkownika, a po czytniku linii papilarnych można przesuwać w lewo lub prawo by poruszać się po menu. Ten pomysł lepiej udało się zrealizować Motoroli i ogólnie nie jest to najlepsze rozwiązanie, przynajmniej moim zdaniem. Z innych rozwiązań otrzymujemy Dual Apps, który umożliwia nam dwukrotne uruchomienie tej samej aplikacji, chociażby takich jak Whatsapp czy Facebook. I z ważniejszych jeszcze App Lock ograniczający dostęp do wskazanych aplikacji, plików etc.. Aby zaprezentować zdolności AI zawarte w View 10 producent podjął współpracę z Microsoftem, która zaowocowała aplikacją realizującą udźwiękowioną translacje tekstu.

Kirin 970 Huawei’a, ten sam co w Mate 10 Pro jest wspierany przez 6GB Ramu i 128GB pamięci wewnętrznej, ze slotem na dalsze rozszerzanie. Dostajemy też Dual SIM VoLTE będące w stanie realizować oczekujące połączenia z drugiej karty sim, nawet kiedy obecnie mamy aktywne połączenie na pierwszej karcie. Podwójna tylna kamera View 10 składa się z 16 megapikselowego sensora RGB i 20 megapikselowego sensora  monochromatycznego. Z przodu 13 megapikseli jako maszynka do selfie, odpowiedzialna również za odblokowywanie telefonu twarzą. Aplikacja aparat jest podobna co w innych modelach serii Honor, jednak asystowana AI detekcja otoczenia zmienia obraz pracy. Interpretując obraz uchwycony przez obiektyw dostosowuje kolorystykę i ustawienia jeszcze zanim wciśniemy spust migawki!  Oczywiście poza tym jest jeszcze Tryb Profesjonalny, który umożliwia nam ręczne dopieszczenie ustawień zgodnie z naszym widzimisię. Kamera jest szybka w ostrzeniu i zbiera zbliżenia dobrze wraz z Efektem Głębi, jeśli akurat ujęcie tego wymaga. Obiekty nieco oddalone czasami zdają się być ubogie w detale, jednak nocne ujęcia są imponujące, z małą ilością szumów. Tylna kamera wspiera nagrywanie w 4K, a przednia 1080p.


Wytrzymałość baterii jest wystarczająca do działania na niej przez cały dzień dzięki pojemności 3750 mAh, a do tego telefon wspiera technologię szybkiego ładowania. Po stres teście w postaci Asphalt Airborne przez 30 minut, paru godzinach odtwarzania wideo, kilku minutach nagrywania w 4K i translacji telefon nieco się zagrzał, ale nadal można było komfortowo trzymać go w ręku. Ultra Power Saving może przedłużyć działanie baterii do kilku dni, jednak zostajemy bez jakiejkolwiek synchronizacji.

W sumie więc świetny telefon - uwzględniając cenę i praktycznie brak dostrzegalnych wad jest to naprawdę trudny orzech do zgryzienia! W tym przedziale cenowym alternatywy to jedynie OnePlus 5T lub dwuletni Samsung S7. Huawei rzucił nam tym razem prawdziwego asa skrywanego w rękawie!

★★★★★
Pritesh Khilnani

Honor View 10 at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Friday 13 April 2018

Star Wars: Battlefront II ★★★☆☆


Dawno dawno temu, na dalekim E3, galaktyczny konglomerat znany jako Extortion Acathexia prezentował chlubnie swoją raczkującą produkcję, Battlefront 2. Tym razem, zapewniając o swoim baczeniu na opinie i krytykę wznoszącą się wokół poprzedniego dzieła z serii, które to zostało wydane pod czasową presją premiery kinowego Przebudzenia Mocy.

“Słyszymy Was”, cicho łkali Ewidentni Aroganci, ukazując nowe fragmenty kampanii dla pojedynczego gracza z możliwie interesującą perspektywą Imperium… teraz drobny spoiler… trwającą przez większość misji, dla mnie, oczekiwana zmiana przynależności nagle sprawia, że Komander Iden Versio staje się zaufanym sprzymierzeńcem i prawą ręką Leii na przestrzeni zaledwie kilku cut-scenek. ...koniec spoilerów.


Od tego momentu historia skupia się na naszym Idenie prezentując poziomy podczas których w rączki dostajemy największe hity z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Większość misji jest dość przyziemna - przejdź do punktu, złap, broń czegoś lub uderz w jakiś przełącznik i wytrzymaj chwilę natarcia wrogów… w sumie trochę jak w Destiny.

Ta niezwykle krótka kampania nagle kończy się ni stąd ni zowąd nie pozostawiając nam żadnych konkluzji. Nie ma wielkiej finałowej bitwy, czy potyczki z bossem. Wygląda to zupełnie jakby wszyscy adwersarze uznali, że pora zmienić kolejny scenariusz w zgliszcza podobne tym z Dead Space 3 i to w dodatku dopiero w DLC. Było to chyba najbardziej niespodziewane zakończenie od czasu Fable 3, które to zdołało zepsuć zabawę nam wszystkim niespójnymi zmianami w czasie, czy tak jak to kiedy Bungie opuściło pokład projektantów trzeciego aktu Halo 2.

Finałowym daniem gry wciąż jest więc tryb wieloosobowy. Wyrżnąć sobie drogę do zwycięstwa, zdobywać i bronić punkty jako jedyny Storm Trooper który cokolwiek trafił. Oczekiwanie szumne mechaniki latania zostały odnowione przez kolegów z Criterion (najbardziej znanych chyba z serii Burnout).

Graficznie jest zdumiewająca, podobnie zresztą jak Battlefield 1, jednak w stosunku do niej Battlefront 2 nie otrzymał możliwości niszczenia otoczenia na planszach. Często zdarzało mi się zatrzymywał by podziwiać detale liści… może jakieś ptaki, które zdają się pojawiać wychodząc z podłogi. Nie jest to jednak najlepszy plan podczas grania w multiplayerze. Ludzie zwykle nie uszanują Twojego zainterowania lokalna architekruą.

Z pomocą Ortolana E.A.kceptacja łączy siły z Imperatorem Palpatinem i przechodzi na ciemną stronę mocy. A tak trochę jaśniej - w grze zdobywamy skrzynki, z których dostajemy dostałem nowy sprzęt, specjalne postacie, bronie i bonusy do następnej rundy online. Można je oczywiście dokupić za prawdziwe pieniądze. Dają one nieuczciwą przewagę dzieciakowi, który gwizdnął kartę kredytową matki( NHL 18? ) i dzięki temu ma mocniejszy karabin, Drath Maula i staty, a biedny xXgoodshot420Xx, który dopiero dołączył do zabawy szans nie ma raczej żadnych i dopiero po spędzeniu kilku godzin na grze, zdobędzie kilka skrzynek i ochoczo weźmie się do ich otwierania.. co prowadzi nas do kolejnego problemu. Bóg jeden wie co w nich znajdzie. Można grindować godzinami, czy wydać swoje oszczędności z najbardziej poukrywanych skarpet, ale i tak możemy wylosować sam badziew.


Na szczęście, zupełnie jak w kinach, plany Elusive Acathexia zostały udaremnione. Gracze bojkotowali ze swoimi portfelami niczym sztandarami i zalali grę krytycznymi opiniami już w dniu premiery. Belgia była pierwszym krajem, który uznał, że skrzynki w grach to nic innego niż hazard, a wartość akcji EA spadła o 8.7% (szacowane na 3.1 miliarda dolarów) ze względu na reakcje społeczności. Jednak dobro wygrywa.. Przynajmniej na razie. Ekonomicznie Abstrakcyjni “tymczasowo” usunęli z możliwość kupowania skrzynek za prawdziwe pieniądze. Jakie są ich plany na przyszłość, tego nie wiemy, ale z pewnością będą miały duży wpływ na to jak w przyszłości będzie wyglądać długość życia gier komputerowych.

Zawartość gry jest niepodważalnie znakomita, szkoda tylko, że to chciwość Eviltroników Atencjuszy musiała stanąć na drodze i wszystko zrujnować. “It’s in the game”, ta jasne.

★★★☆☆
Bry Wyatt

Star Wars: Battlefront 2 at CeX

Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Tuesday 10 April 2018

Kingdom Come: Deliverance ★★★☆☆


Mamy miecze i sandały, a jednak to zbyt dużo?

Można szczerze powiedzieć, ze Kingdom Come: Deliverance było wydane na pokładzie rozpędzonego hype-train’u. Z milionem funtów zebranym na Kickstarterze przez fanów głodnych średniowiecznej przygody na miarę Skyrim’a, nie powtarzającej błędów For Honor. Gra obiecywała dużo: system walki oparty o szermierkę, żywy, oddychający wręcz świat, niezależnie od tego czy w pobliżu znajduje się główny bohater, oparta więc na realizmie rozgrywka, z chorobami, zmęczeniem, a nawet potrzebą dbania o higienę osobistą(wiem, nie jest to powszechnie znany koncept).

Ale czy realistyczne ujęcie średniowiecznych klimatów wypali? No cóż. Wszyscy razem dajmy z siebie wszystko sprawdzając,czy damy radę uniknąć Czarnej Śmierci.. lub, umrzyjmy próbując.

The Good

Pierwsza rzecz jaka rzuci nam się w oczy w Kingdom Come: Deliverance to to iż deweloperzy z Warhorse stworzyli przemyślany jak i dobre zrealizowany obraz średniowiecznej Europy. Dane nam dzieło wydaje się rzeczywiste, często brutalne i nader wszystko jest właśnie takim jakim oczekiwalibyśmy zastać w grze RPG. Niezrównana dbałość o szczegóły, drobiazgowa w takim stopniu, że po dniu spędzonym w lesie skończymy z umorusanymi ubraniami, a NPC będą ze względu na to mniej przychylni. W końcu to szata zdobi człowieka.

Co więcej, dalsze dążenie do realizmu to jeszcze więcej dolanej do ognia oliwy, w pozytywnym sensie. Świetnie zaprojektowany system walki rzuca nas dość szybko ma głęboką wodę, lecz jeśli podołamy nagroda jest niezwykle satysfakcjonująca. Kiedy zaczynamy prędzej sami siebie poranimy, niż cokolwiek zwojujemy, a ciężka praca czeka nas nim staniemy w szranki z najsilniejszymi rycerzami królestwa. Co wyjątkowe i świeże w temacie odbywa się to bez parcia na podwyższanie  statystyk, używanie eliksirów czy zaklęć, a za to w większej części gra skłania nas do korzystania ze znajomości świata i dostosowywania się do niego. Oczywiście nie spodziewajcie się łatwej przejażdżki.

The Bad 

Mówiąc o tym, zdecydowanie mniej dopracowane są już grafika i sam silnik gry. Dane jest Wam to zaznać gdy tylko w złą stronę bujniecie jeden z systemów, do tego dokładamy błędy teksturowania i ot co całą immesję trafia szlak. Jakby tego było mało, cierpi też oczywiście grywalność. Bez autosave’ów utknięcie w zbugowanej teksturze wystarczy, by przynieść na świat kolejny złamany w pół kontroler.

Na koniec warto zauważyć, też niepokojący brak różnorodności wśród modeli postaci w grze. Argument, że decyzja ta została podjęta w imię dokładności historycznej, jest wręcz podejrzany, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że azjatyccy kupcy byli częstymi gośćmi Europejskich traktów już w tamtych czasach. Na cóż więc zrzucić rzekome wybielanie przy projektowaniu postaci jeśli nie na lenistwo, czy w najgorszym wypadku - rasizm. Nawet jeśli pozostawia to pole do dywagacji, nadal jest to dość duży zarzut przeciwko temu tytułowi i zarazem na pewno trudny do zignorowania.

Werdykt

Kingdom Come: Deliverance to na pewno nie Skyrim 2.0 i jeżeli tego oczekujecie to niestety, ale tak się nie stanie. Nie ma porządnego silnika, czy grafiki, ale to nadal jest okej. Jednak jedno trzeba Warhorse przyznać, chcieli oni dostarczyć nam produkt, którego rzeczywiście jeszcze nie było - oparta na wydarzeniach historycznych przygoda wypełniona akcją.

Wyszczerbione arcydzieło, które, miejmy nadzieję, poprawi się, zarówno jeśli chodzi o błędy w działaniu  jak i pewne mechaniki, wraz z przyszłymi aktualizacjami.

★★★☆☆
Sir Thomas Baker

Kingdom Come: Deliverance at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl