Mamy miecze i sandały, a jednak to zbyt dużo?
Można szczerze powiedzieć, ze Kingdom Come: Deliverance było wydane na pokładzie rozpędzonego hype-train’u. Z milionem funtów zebranym na Kickstarterze przez fanów głodnych średniowiecznej przygody na miarę Skyrim’a, nie powtarzającej błędów For Honor. Gra obiecywała dużo: system walki oparty o szermierkę, żywy, oddychający wręcz świat, niezależnie od tego czy w pobliżu znajduje się główny bohater, oparta więc na realizmie rozgrywka, z chorobami, zmęczeniem, a nawet potrzebą dbania o higienę osobistą(wiem, nie jest to powszechnie znany koncept).
Ale czy realistyczne ujęcie średniowiecznych klimatów wypali? No cóż. Wszyscy razem dajmy z siebie wszystko sprawdzając,czy damy radę uniknąć Czarnej Śmierci.. lub, umrzyjmy próbując.
Ale czy realistyczne ujęcie średniowiecznych klimatów wypali? No cóż. Wszyscy razem dajmy z siebie wszystko sprawdzając,czy damy radę uniknąć Czarnej Śmierci.. lub, umrzyjmy próbując.
The Good
Pierwsza rzecz jaka rzuci nam się w oczy w Kingdom Come: Deliverance to to iż deweloperzy z Warhorse stworzyli przemyślany jak i dobre zrealizowany obraz średniowiecznej Europy. Dane nam dzieło wydaje się rzeczywiste, często brutalne i nader wszystko jest właśnie takim jakim oczekiwalibyśmy zastać w grze RPG. Niezrównana dbałość o szczegóły, drobiazgowa w takim stopniu, że po dniu spędzonym w lesie skończymy z umorusanymi ubraniami, a NPC będą ze względu na to mniej przychylni. W końcu to szata zdobi człowieka.
Co więcej, dalsze dążenie do realizmu to jeszcze więcej dolanej do ognia oliwy, w pozytywnym sensie. Świetnie zaprojektowany system walki rzuca nas dość szybko ma głęboką wodę, lecz jeśli podołamy nagroda jest niezwykle satysfakcjonująca. Kiedy zaczynamy prędzej sami siebie poranimy, niż cokolwiek zwojujemy, a ciężka praca czeka nas nim staniemy w szranki z najsilniejszymi rycerzami królestwa. Co wyjątkowe i świeże w temacie odbywa się to bez parcia na podwyższanie statystyk, używanie eliksirów czy zaklęć, a za to w większej części gra skłania nas do korzystania ze znajomości świata i dostosowywania się do niego. Oczywiście nie spodziewajcie się łatwej przejażdżki.
Co więcej, dalsze dążenie do realizmu to jeszcze więcej dolanej do ognia oliwy, w pozytywnym sensie. Świetnie zaprojektowany system walki rzuca nas dość szybko ma głęboką wodę, lecz jeśli podołamy nagroda jest niezwykle satysfakcjonująca. Kiedy zaczynamy prędzej sami siebie poranimy, niż cokolwiek zwojujemy, a ciężka praca czeka nas nim staniemy w szranki z najsilniejszymi rycerzami królestwa. Co wyjątkowe i świeże w temacie odbywa się to bez parcia na podwyższanie statystyk, używanie eliksirów czy zaklęć, a za to w większej części gra skłania nas do korzystania ze znajomości świata i dostosowywania się do niego. Oczywiście nie spodziewajcie się łatwej przejażdżki.
The Bad
Mówiąc o tym, zdecydowanie mniej dopracowane są już grafika i sam silnik gry. Dane jest Wam to zaznać gdy tylko w złą stronę bujniecie jeden z systemów, do tego dokładamy błędy teksturowania i ot co całą immesję trafia szlak. Jakby tego było mało, cierpi też oczywiście grywalność. Bez autosave’ów utknięcie w zbugowanej teksturze wystarczy, by przynieść na świat kolejny złamany w pół kontroler.
Na koniec warto zauważyć, też niepokojący brak różnorodności wśród modeli postaci w grze. Argument, że decyzja ta została podjęta w imię dokładności historycznej, jest wręcz podejrzany, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że azjatyccy kupcy byli częstymi gośćmi Europejskich traktów już w tamtych czasach. Na cóż więc zrzucić rzekome wybielanie przy projektowaniu postaci jeśli nie na lenistwo, czy w najgorszym wypadku - rasizm. Nawet jeśli pozostawia to pole do dywagacji, nadal jest to dość duży zarzut przeciwko temu tytułowi i zarazem na pewno trudny do zignorowania.
Na koniec warto zauważyć, też niepokojący brak różnorodności wśród modeli postaci w grze. Argument, że decyzja ta została podjęta w imię dokładności historycznej, jest wręcz podejrzany, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, że azjatyccy kupcy byli częstymi gośćmi Europejskich traktów już w tamtych czasach. Na cóż więc zrzucić rzekome wybielanie przy projektowaniu postaci jeśli nie na lenistwo, czy w najgorszym wypadku - rasizm. Nawet jeśli pozostawia to pole do dywagacji, nadal jest to dość duży zarzut przeciwko temu tytułowi i zarazem na pewno trudny do zignorowania.
Werdykt
Kingdom Come: Deliverance to na pewno nie Skyrim 2.0 i jeżeli tego oczekujecie to niestety, ale tak się nie stanie. Nie ma porządnego silnika, czy grafiki, ale to nadal jest okej. Jednak jedno trzeba Warhorse przyznać, chcieli oni dostarczyć nam produkt, którego rzeczywiście jeszcze nie było - oparta na wydarzeniach historycznych przygoda wypełniona akcją.
Wyszczerbione arcydzieło, które, miejmy nadzieję, poprawi się, zarówno jeśli chodzi o błędy w działaniu jak i pewne mechaniki, wraz z przyszłymi aktualizacjami.
Wyszczerbione arcydzieło, które, miejmy nadzieję, poprawi się, zarówno jeśli chodzi o błędy w działaniu jak i pewne mechaniki, wraz z przyszłymi aktualizacjami.
★★★☆☆
Sir Thomas Baker
Kingdom Come: Deliverance at CeX
Get your daily CeX at
No comments:
Post a Comment