Saturday 28 December 2019

Borderlands 3 ★★★★★


„Borderlands 3” to najnowsza gra od Gearbox, na którą czekaliśmy ponad 5 lat. Przez ten czas Gearbox kryło się z rozwojem gry, a finalnie nie zostało to w pełni ujawnione aż do tego roku, z tak ogromną pompą, że zbudowało to wokół gry niemały hype, ale... czy było warto czekać?


Podobnie jak w większości gier z serii „Borderlands”, gramy jako jedna z czterech drastycznie różnorodnych postaci - Vault Hunterów, którzy mają różne specjalizacje i umiejętności, umożliwiające zabić wrogich nam bandytów i bestie. Podczas gry będziemy podróżować statkiem lub Sanktuarium 3 na wiele planet, oferujących nie tylko wielu różnych adwersarzy, czy rozmaite łupy, ale także różnorodne krajobrazy.

Jedną z moich uwag odnośnie poprzednich gier z tej serii było to, że paleta barw była nieco ograniczona, ponieważ gra rozgrywała się tylko na jednej planecie. Zawsze wydawało się to zbyt brązowe i żółte, więc zamieszanie w tym było świetnym posunięciem. W Borderlands 3 zwiedzicie ziemię od piaszczystych pustyń Pandory przez futurystyczne miasta Promethea, aż do dżungli Eden-6. Ogromny wysiłek włożono w detale świata i chociaż podczas ładowania zdarzają się problemy z teksturami to gra wygląda wspaniale.

Oczywiście, w szczególności w tej serii, trzy najważniejsze elementy to rozgrywka, fabuła i łupy! Wydaje mi się, że we wszystkich obszarach nastąpił ogromny wzrost jakości. Walka wydaje się tym razem o wiele płynniejsza, z dodatkowymi, nowymi ruchami. Mamy do dyspozycji o wiele większą elastyczność w walkach i więcej podejść, które możemy zastosować.

System łupów jest jak zawsze fantastyczny, bo gra oferuje tysiące różnych broni opartych o RNG(generator losowy). Wydawało się, że liczba zdobywanych przedmiotów legendarnych została zwiększona - na tyle, abyśmy czuli, że dostajemy je co kilka godzin, niczym gryz marchewki na kiju motywujący do dalszej gry. Zawsze znajdzie potężniejsza broń do naszego arsenału.

Właśnie arsenał i jego rozwój jest praktycznie najważniejszym elementem, po ukończeniu głównej historii i przejściu do trybu Mayhem, w którym trudność wzrasta i możemy zdobyć więcej doświadczenia, walcząc z trudniejszymi przeciwnikami. To doskonała mechanika ryzyka i nagrody, która sprawi, że gracze będą wracać, aby przetestować swoje umiejętności w różnych dostępnych wyzwaniach.

Dialogi i scenariusz zawsze były trudną kwestią dla graczy Borderlands, ponieważ wielu osób nie bawi przesadny humor w grze - jeśli mieliście podobne odczucia w poprzednich częściach, to nie sądzę, żeby „Borderlands 3” coś tu zmieniło. Ja osobiście to uwielbiam (szczególnie, gdy zaangażowany jest Claptrap) i czułam, że jest tu wiele dobrego, zwłaszcza nowe, jak i powracające postaci z serii dające niesamowite występy. Wydaje się, że tym razem poświęcono dużo więcej uwagi fabule, z pewnymi naprawdę przerażającymi momentami i zwrotami akcji, których po prostu nie da się przewidzieć. Mocno przywiązałam się do bohaterów, co w niektórych momentach prowadziło do bardziej emocjonalnych scen.


Jeśli jest jedna rzecz, która wymaga poprawy, jest to tryb wieloosobowy na podzielonym ekranie. Internetowy odpowiednik działa płynnie i jest znacznie lepiej zaimplementowany niż w poprzednich grach. Lokalna kooperacja ma wiele problemów technicznych, z regularnymi spadkami wydajności, czy to w grze czy podczas przechodzenia do menu. Podobnie jak w przypadku poprzednich części, menu i tekst są trudne do odczytania na podzielonym ekranie i musiałam usiąść blisko przed telewizorem, aby porównywać bronie i statystyki.

„Borderlands 3” to wszystko, czego kiedykolwiek chciałam, od kontynuacji z jednej z moich ulubionych serii gier, z doskonałym scenariuszem, ekscytującymi światami i dużą ilością łupów. Jeśli nie jesteście fanami Borderlands z powodu historii i dialogów, nie jestem pewna, czy nowa część zmieni Wasze zdanie, ale dla nowych jak i doświadczonych graczy serii jest to arcydzieło.

★★★★★
Hannah Read



Get your daily CeX at

Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Sunday 22 December 2019

Van Gogh. U bram wieczności ★★★★☆


Kiedy ogłoszono nominacje do Oscara 2019 było kilka niespodzianek. Bohemian Rhapsody zdobyło kilka nominacji - i rzeczywiście wygrało - w niewytłumaczalny sposób, podczas gdy inni faworyci, tacy jak The Favorite, Vice i Green Book dosadnie zaznaczyli swoją obecność we wszystkich kluczowych kategoriach. Jednak jeden film wślizgnął się w te nominacje bez echa. U bram wieczności odebrało nominację do nagrody dla najlepszego aktora za Willema Dafoe..? Szczerze mówiąc, słyszeliście o tym filmie przed Oscarami? Właściwie podejrzewam, że niektórzy z Was nie słyszeli o nim nawet do teraz.

Film opowiada o ostatnich dniach Vincenta van Gogha w okresie wygnania, na które sam się skazał, w Arles i Auvers-Sur-Oise we Francji. Podczas pobytu rozwija swój unikalny styl, zmagając się z religią, śmiertelnością, relacjami i wiecznością. Wszystko brzmi raczej ciężko - i szczerze mówiąc, tak jest. To niezwykle artystyczny film, pasujący do tematu. Złożone tematy są rozwiązywane w bardzo mocny i przejmujący sposób, a publiczność ma swoje pole do interpretacji. Wszystko to wymaga doskonałego wykonania u podstawy i na szczęście Willem Dafoe jest doskonałym człowiekiem do tej pracy - nic więc dziwnego, że w temat weszły Oscary.


Reżyser Julian Schnabel powiedział: „To film o malarstwie i malarzu oraz ich związku z nieskończonością. To słowa malarza. Film to istotne według mnie momenty w jego życiu; to nie jest oficjalna historia - to moja wersja. Mam nadzieję, że zbliży Was do niego.”. To trudne podejście do biografii, ale tutaj jest to zrozumiałe - i dość odświeżająco odważne. Kluczowym elementem licencji artystycznej podjętej przez film jest przedstawienie ostatecznych chwil van Gogha na przemian z tradycyjną relacją. Podczas gdy większość zgadza się, że van Gogh zmarł w wyniku samobójstwa, film - oparty na biografii The Life Stevena Naifeha i Gregory'ego White Smitha - zakłada, że ​​jest to mało prawdopodobne, by van Gogh sam się zabił (zauważając optymistyczne odczucia swojej ostatniej pracy i jego przekonanie, że samobójstwo było grzeszne i niemoralne). Nie spoiluję tu podejścia filmu do śmierci van Gogha, ale jednak powiem, że zmienia myślenie o malarzu.

Zdjęcia do filmu Benoîta Delhomme są naprawdę oszałamiające, zapraszając nas w podróż do żywego dzieła van Gogha. Chociaż nie jest to ten sam efekt jak całkowicie fenomenalny film animowany Loving Vincent - bo to podejście o wiele bardziej subtelne - to jest równie piękne. Praca Madsa Mikkelsena i Oscara Isaaca jest również godna pochwały, a ten ostatni szczególnie błyszczy jako postimpresjonistyczny artysta Paul Gauguin.

Van Gogh. U bram wieczności jest odważnym podejściem do tworzenia filmów biograficznych, to próba przedstawienia alternatywnej teorii jako opartej na faktach i budowanie wokół niej filmu - zmieniając nasz sposób postrzegania wielkiego artysty. To film, który inspiruje do dalszych badań na ten temat i może zaskarbić nowe uznanie dla jego pracy. Po obejrzeniu pomyślałem, że to fantastyczny film i całkowicie zasługuje na nominację do Oscara - niestety, prawdopodobnie mógł zarobić trochę więcej.

★★★★☆
Sam Love



Get your daily CeX at

Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Friday 20 December 2019

Man of Medan ★★★☆☆


Man of Medan od Supermassive Games to pierwszy wpis do Dark Pictures Anthology, która jest serią małych horrorów osadzonych w tym samym wszechświecie. Jeśli graliście w Until Dawn, prawdopodobnie będziecie wiedzieć, czego się spodziewać - festiwal horroru, w którym grywalne postacie mogą umrzeć w dowolnym momencie.

Gra jest osadzona głównie na statku-widmo na oceanie. Kontrolujemy tam grupę bardzo sympatycznych postaci, próbujących rozwiązać tajemnicę tego, co się wokół nich dzieje, a jednocześnie ściganych przez różnych antagonistów. Jeśli zbyt wiele o nich opowiem będzie to spoiler, więc będę się trzymała opisów. Wspomnę tylko, że w grę wchodzą zarówno ludzkie, jak i nadprzyrodzone siły, które bardzo by chciały, żebyśmy nie żyli.


Podobnie jak w przypadku wielu ich horrorów, które się pojawiają, „Man of Medan” niestety zbyt często polega na jump scare’ach, aby uwydatnić aspekt horroru. Na początku jest to zabawne, ponieważ nagłe odgłosy lub ruchy powodują, że wyskakujemy z fotela, ale po pierwszych pięciu razach zaczyna być trochę nudno. Jestem bardziej fanką horrorów psychologicznych, lubię takie gry jak Alien:Isolation czy Layers of Fear - tak, te gry też mają jump scare’y, ale również intensywnie wykorzystują swój świat, aby stworzyć ciągłe napięcie.

Wracając do tego, o czym wspomniałam wcześniej, rzeczą, która sprawia, że ​​Man of Medan jest wyjątkowa, jest to, że dowolna grupa grywalnych postaci może umrzeć w dowolnym momencie, zarówno dzięki wyborom, jakich dokonujemy, jak i przy nieudanych quick time eventach. To rozgałęziona historia, która będzie się ciągle zmieniać w zależności od naszych wyborów, a pod koniec gry możemy potencjalnie doprowadzić do śmierci wszystkich (ups).

Miałoby to większe znaczenie, gdybyśmy naprawdę przywiązywali się do którejkolwiek z postaci. Mimo, że są w większości sympatyczni, tak naprawdę nie czułam przywiązania tak jak w Until Dawn. Może to wynikać z faktu, że gra jest znacznie krótsza, trwając około 4 - 6 godzin - a Until Dawn trwa łącznie około 10-15 godzin. Kiedy jedna z moich postaci nieuchronnie zginęła podczas mojej rozgrywki, bardziej martwiłam się potencjalnymi sekwencjami rozgrywki, których będzie mi brakować, niż faktem, że postać została usunięta. Oczywiście zwiększa to chęć na ponowne podejścia, ponieważ możemy przejść przez grę i dokonywać różnych wyborów, a przy wielu dostępnych zakończeniach jest to całkiem pociągające.

Tak samo jak rozgrywką Man of Medan jest podobne do Until Dawn, tak podobnie wypada pod względem stylu graficznego i wygląda to całkiem nieźle. W tej historii dzieje się wiele groteskowych rzeczy, które są obrzydliwie piękne. Moją jedyną skargą na tym froncie jest to, że gramy głównie w jednej lokacji, z wyjątkiem niewielkiego prologu, który trochę tu miesza. Nie ma tu zbyt dużej różnorodności, ale mam nadzieję, że inaczej będzie w kolejnej grze z serii, która pojawi się na początku 2020 roku.


Jednym z najważniejszych elementów, które wymagają pracy przed następną częścią, jest ogólny voice acting i interakcje między postaciami. Głosy są w większości dobre, ale problemy zaczynają się pojawiać, gdy cały zespół wchodzi w interakcje i prowadzi ze sobą rozmowy. Często wydają się drewniane, jakby nie wszystkie zostały nagrane w tym samym czasie (co często się zdarza, ale nie chcemy, aby było to widać podczas gry).

Man of Medan to zabawna, ale wadliwa propozycja w gatunku horroru - krótkie doświadczenie, jednak wycenione uczciwie. Jeśli podobało Wam się Until Dawn lub którakolwiek z innych gier Supermassive, znajdziecie tu wiele rzeczy do polubienia… Nie spodziewajcie się jednak, że będzie to zaskakująca produkcja i wyniesie horror na wyżyny.


★★★☆☆
Hannah Read

Man of Medan w CeX


Get your daily CeX at

Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Monday 16 December 2019

GreedFall ★★★☆☆


GreedFall to najnowsza gra RPG od niezależnego studia Spiders, dostępna do kupienia na większości platform (oprócz Nintendo Switch). W przeszłości Spiders byli znani z bardzo interesujących pomysłów, ale ogólnie rzecz biorąc, nigdy nie mieli budżetu, aby sprawić, by te pomysły przerodziły się w atrakcyjne doświadczenia.

Ich poprzednia gra Technomancer ma niesamowite założenia, ale rozgrywka i grafika nie robią roboty przez co gra okazała się średniakiem. Spiders chcą przełamać ten trend przy pomocy „Greedfall” i chociaż nadal mają prawdopodobnie mniejszy budżet niż większość studiów AAA, w końcu udało im się wydać znacznie bardziej wszechstronną grę niż kiedykolwiek wcześniej.


Gra toczy się głównie na Teer Fradee, scenerii inspirowanej XVII wiekiem - mamy pewne nadprzyrodzone motywy, takie jak potwory i magia, ale nadal jest ona ugruntowana w rzeczywistości, jeśli chodzi o architekturę i broń. Teer Fradee to niedawno odkryta wyspa, którą kilka frakcji próbuje skolonizować. Grupa ludzi osiedliła się już na wyspie i, jak można sobie wyobrazić, sytuacja między wszystkimi szybko się rozgrzewa.

Wcielamy się w dyplomatę wysłanego na wyspę, gdzie musimy znaleźć lekarstwo na chorobę, która nęka naszych ludzi, zaś po drodze wciągają nas różne wydarzenia poboczne. Zasięg gry jest jednak nieco mniejszy niż można się spodziewać po ARPG - nie uratujemy świata przed jakimś ogromnym kataklizmem, a będziemy podejmowali małe decyzje, które zwykle mają ciekawe i czasem nieprzewidziane skutki.

Pod względem rozgrywki „Greedfall” jest podobny do „Dragon Age” lub „Mass Effect”. Przez większość czasu będziecie albo omawiali sytuację, albo zabijali potwory i / lub ludzi przy pomocy szerokiej gamy broni i umiejętności. Możemy także wybrać trzecią opcję, bardziej skradankową. Każda metoda może mieć inne wyniki, ale w większości przypadków jest podobnie, z tylko małymi różnicami.

Mechanika walki i rozmów jest dość interesująca przez pierwsze dziesięć godzin, ale tak naprawdę nie ma tu wystarczająco dużo zabawy, aby dobrze ciągnąć to dalej. Gdyby twórcy skoncentrowali się tylko na jednej opcji fabularnej i uczynili grę nieco bardziej liniową, być może scenariusze i historie byłyby lepsze. Gra jest przeznaczona do wielu podejść z różnymi opcjami i klasami, które możemy wybrać, ale kiedy skończyłam pierwsze podejście, naprawdę nie miałam ochoty grać dalej(mimo, że pierwsze podejście było przyjemne).


Pod względem graficznym gra jest znacznie bliżej określenia AAA - otoczenie wyspy i osiedla jest wspaniałe, nic tylko pstrykać zrzuty ekranu z każdego obszaru. Dla mnie głównym problemem z grafiką, była animacja postaci i tragiczna synchronizacja ruchu ust - nie wygląda na jakkolwiek związaną z wypowiedzianymi słowami, co naprawdę może wyrywać was z doświadczenia.

Spiders stworzyło znacznie bogatsze doświadczenie niż w swoich poprzednich grach, ale nadal widać, że próbują stworzyć grę AAA z małym budżetem. Gdyby mieli więcej czasu na rozwiązywanie problemów, widziałabym ich w przyszłości rywalizujących nawet z Mass Effectem, czy Wiedźminem 3. Niestety, „Greedfall” po prostu nie do końca odpowiada hype’owi stojącemu za nim aż do samego wydania.

★★★☆☆
Hannah Read



Get your daily CeX at

Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Monday 9 December 2019

Bear With Me - The Complete Collection ★★★☆☆


Uwielbiam dobrą grę słów, więc nie mogłam przejść obojętnie obok „Bear With Me: The Complete Collection” - na PC gra ma trzy epizody, które były wydawane jeden po drugim od 2016 roku, każdy z nich śledzi Teda, dość hardkorowego misia detektywa(Miles Rand) o ostrym języku i nieco cynicznym spojrzeniu na życie. W pierwszym odcinku wraca on z emerytury, aby pomóc Amber (Mia Sable), niewinnej i naiwnej młodej dziewczynie, odnaleźć jej zaginionego brata Flinta. Dwa kolejne odcinki kontynuują fabułę, ale rozgałęziają się od domu Amber do większej części Paper City, dając mnóstwo interesujących i różnorodnych miejsc do odkrycia. Tym, co różni „Kompletną kolekcję” od samego kupowania odcinków osobno, jest to, że dołączono do niej prequel „The Lost Robots”.


Jest to klasyczna gra typu „point and click”, będziemy grać zarówno jako Ted, jak i Amber (chociaż nie mamy tu wyboru - gra decyduje o tym za nas). Aby znaleźć Flinta, musimy przeprowadzić wiele badań, które toczą się głównie poprzez klikanie obiektów i przeprowadzanie wywiadów z innymi postaciami, pomiędzy nimi zaś jest wiele zagadek. Większość z tych łamigłówek jest przyjemna, ale niektóre są bardzo frustrujące, szczególnie w dalszej części gry - do tego gra jest liniowa i jeśli utkniemy, musimy je prostu to rozpracować (I ta gra drastycznie nauczyła mnie, że nie jestem w tym zbyt dobra).

Lubię gry typu „point and click”, ponieważ różnią się one nieco od wielu tak popularnych teraz RPGów i gier z otwartym światem, do których zazwyczaj mnie ciągnie. Jest jednak jedna rzecz, która zawsze mnie odstrasza - tempo gry. Niestety, podobnie jak wiele innych gier, „Bear With Me” cierpi z powodu tego problemu - tempo obu postaci jest niezwykle powolne, a jedną z rzeczy, które bardzo szybko rzucą Wam się w oczy, jest to, jak po kliknięciu obiektu w dalszej części pomieszczenia nasza postać musi do niego podejść, zanim będzie mogła wejść z nim w interakcję. Zauważyłam, że robię się przy tym trochę agresywna - jestem szybkim czytelnikiem, więc czekanie “na grę” dało się odczuć jako stratę czasu.

Gra rekompensuje to ciekawą i intrygującą fabułą - choć jest ona nieco nieobliczalna, ogólnie rzecz biorąc, historia jest dobrze wykonana i jest całkiem rozwinięta, szczególnie po pierwszym epizodzie. Odcinek pierwszy jest nieco niezręczny i męczący, jednak poprawia się to w drugim i trzecim, warto więc przez to przejść (to tylko około dwóch godzin), aby dotrzeć do reszty historii. Prequel również jest bardzo interesujący, ponieważ możemy grać jako Flint i Ted, co dodaje wiele więcej do fabuły trzech głównych odcinków.

Najlepszą częścią gry jest oczywiście humor - Ted i Amber stale wymieniają się ze sobą zabawnymi tekstami i doceniam pesymistyczne i suche podejście Teda do rzeczywistości. Jest mnóstwo świetnych postaci, a niektóre są szczerze przezabawne, jednak znajdziemy też kilka, które sprawiają wrażenie niepotrzebnych. Gra jest szczególnie dobra dla miłośników popkultury, ponieważ i tu ma wiele do zaoferowania, i dodaje to jeszcze więcej humoru do, i tak, zabawnej gry. Co więcej, produkcja dość często łamie czwartą ścianę i jest w tym dobra.


Inną rzeczą, która bardzo mi się podobała, była konstrukcja, w szczególności dbałość o szczegóły w każdej scenie. Czarno-biała estetyka jest wyjątkowa i urzekająca, a te małe ukryte w niej detale sprawiają, że chcemy eksplorować każdą scenę i klikać wszystko, co możemy, aby uzyskać jak najwięcej zachwytów wizualnych i słuchowych (nawet przy powolnym tempie gry). Ten styl zadziałał naprawdę dobrze w tego typu grze i to właśnie dzięki temu udało mi się przejść przez tak wolny start.

To nie jest ideał, ale „Bear With Me” to zabawna gra, która spodoba się wielu osobom - humor jest na swoim miejscu, a fabuła stopniowo się rozkręca. Sugerowałabym grę w małych dawkach, abyście nie drażnili się tempem, jednak z pewnością jest to dobry sposób na relaks i fajną zabawę.


★★★☆☆
Hannah Read

Get your daily CeX at

Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Saturday 7 December 2019

Remnant: From The Ashes ★★★★☆


„Remnant: From The Ashes” to strzelanka trzecioosobowa ARPG od twórców „Darksiders 3”, gry, którą oceniłam w zeszłym roku jako solidne 4/5. Root (wrogowie przypominający drzewa), osadzeni w postapokaliptycznym świecie, przejmują świat w celu wymazania resztek ludzkości. Dość dziwna gra do recenzowania, ponieważ ma wiele mechanik zapożyczonych z innych gier, ale gdy dodamy je wszystkie razem, działa to zaskakująco dobrze.

Po kilku godzinach na pewno zaczniecie dostrzegać podobieństwa do “soulsów”, niezależnie od tego, czy wiąże się to z trudnymi poziomami, czy z tym jak udoskonalamy swój sprzęt. Nie powiedziałabym, że jest to rażąca kopia „Dark Souls” - omawiamy tytuł bierze mechaniki, które działają dobrze w tych grach i wprowadza je w zupełnie inny styl gry akcji.


Z gier takich jak Diablo, Remnant zapożycza generowane losowo lokacje złożone z elementów stworzonych przez dewelopera. Zwykle działa to dobrze, ale jedną z moich głównych uwag jest to, że dzięki temu systemowi możemy napotkać bardzo powtarzalne obszary. W pierwszym etapie gry udało mi się trafić do dwóch różnych lokacji, które były prawie identyczne, więc naprawdę trzeba mieć trochę szczęścia, by dostać ciekawą mapę po pierwszym załadowaniu kampanii.

Podstawowa rozgrywka to strzelanka z perspektywy trzeciej osoby i tutaj gra naprawdę błyszczy. Niezależnie od tego, czy odpieramy atak szarżujących na ciebie wrogów, gdy tylko schodzimy z drogi, aby znaleźć okazję do postrzelania, czy może mierzymy się z jednym z wielu ciekawych (i frustrujących) bossów, rozgrywka jest świetna. Mechanika strzelania jest dobra i nie czujemy, że gra jest niesprawiedliwa. Nie oznacza to jednak, że nie ma powodów do złości… wiele razy robiłam duże postępy, ale wtedy witała mnie horda wrogów, która bardzo szybko kończyła moje życie. Kiedy tak się dzieje, zostajemy odesłani do najbliższego kryształu, podobnie jak w Dark Souls.

Jedną z najfajniejszych rzeczy jest tutaj to, że nigdy nie zobaczymy wszystkich bossów i przedmiotów w jednym cyklu kampanii, co przy pierwszym uruchomieniu zajmuje ponad 20 godzin. Gra została zaprojektowana tak, aby można ją było przechodzić wielokrotnie, za każdym razem uruchamiając nową kampanię na wyższym poziomie trudności, więc czasu na granie lepiej zarezerwować więcej. Zapewne twórcy będą dodawać nowe zestawy map i kampanii za pośrednictwem DLC, dzięki czemu gracze będą wracać co jakiś czas.

Grafika jest naprawdę piękna. To nie jest realistyczna gra, ale też niezbyt zaciemniona, przypominająca komiksowy styl Darksiders 3. Będziemy podróżować ze zrujnowanego miasta do bujnych mokradeł i wszędzie pomiędzy nimi, a znajdziemy tam wspaniałe widoki. To nie jest grafika gry AAA, ale mimo to wciąż przystaję oglądać te cudowne zarośnięte pejzaże miast.


Podczas mojej pierwszej rozgrywki, czy nawet przy powtórkach, naprawdę świetnie się bawiłam - do tego stopnia, że nie mogłam się doczekać, aby rozpocząć kolejną kampanię, wypróbowując po drodze trochę nowej broni i zbroi. Nie widziałam jeszcze wszystkich bossów, ale nie mogę się doczekać, aby zobaczyć, co jeszcze może zaoferować ta produkcja. Niższa cena i niekończąca się rozgrywka sprawia, że ta gra jest warta Waszego czasu i pieniędzy.

★★★★☆
Hannah Read

Get your daily CeX at

Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Friday 6 December 2019

Wreckfest ★★★★☆


Wreckfest to najnowsze dzieło zespołu odpowiedzialnego za gry Flat Out i jak zapewne domyślacie się już po samej nazwie, chodzi o niszczenie samochodów! Od czasów Flat Out i Destruction Derby gracze rzadko kiedy mieli przyjemność z szaleństwa z samochodami tak jak robi to Wreckfest.

Piękno Wreckfest tkwi w prostocie. Wybieramy tryb wyścigu i próbujemy przetrwać do samego końca, niszcząc wszystkich wokół siebie w oszałamiającej wizualnie eksplozji wypełnionej metalem. Gra ma kilka trybów, które sprowadzają się do wyścigów lub derby destrukcji - to niewiele, ale czego więcej jeszcze tak naprawdę potrzebujemy od tego typu gry? Choć czasem brakuje różnorodności, graficzna wierność i szczegółowość zniszczeń całkowicie to nadrabia.


Niezależnie od tego, czy jesteście kierowcami ciężarówki, samochodu, czy nawet gokarta, poziom zniszczeń jest czymś, na co zwracamy uwagę i jest czymś czego nie zobaczymy w grach takich jak Forza Horizon, czy GT Sport. Uderzanie w przeciwników i obserwowanie, jak lecą w powietrze z częściami samochodu rozbryzgującymi się we wszystkich kierunkach nigdy się nie zestarzeje i jest dość uzależniające, zabierając nas z powrotem do dawnych lat z Burnout Takedown. Sama spędziłam tam wiele godzin, niszcząc tak wiele pojazdów, jak tylko mogłam. Do wyboru jest mnóstwo torów, od bardziej poważnych wyścigów w stylu GT, po pętle, które zachęcają do jak największej destrukcji.

Mój główny zarzut związany z grą to liczba klatek na sekundę, która była nieco niestabilna, najprawdopodobniej z powodu dużej ilości fizyki na ekranie w danym wyścigu - jednak nigdy nie była wystarczająco nisko, aby naprawdę popsuć mi zabawę. Jedną z rzeczy, o których należy wspomnieć, są długie czasy ładowania między wyścigami, które mogą wyciągać nas z pochłaniającego doświadczenia.

Dodatkowo w porównaniu do innych gier samochodowych, oferta wydaje się skromna pod względem dostępnych trybów. Gry takie jak Forza Horizon i GT Sport mają absolutnie ogromne historie i kampanie. Forza ma bardzo duży otwarty świat wypełniony po brzegi rzeczami do zrobienia, a Wreckfest ma tryb kariery, który niestety w porównaniu wypada słabo.


To, co najbardziej podoba mi się w tym, co robi Wreckfest, to wyjątkowe spojrzenie na gatunek wyścigowy, którego tak naprawdę nie widzieliśmy od lat, wyróżniając się na tle konkurencji. Podobnie jak Forza z koncepcją festiwalu, Wreckfest wprowadza na stół coś nowego, co stanowi prawdziwy powiew świeżego powietrza. Jeśli szukacie oryginalnej gry wyścigowej, która łączy realizm i zabawą, zapewniając godziny rozrywki, to Wreckfest jest zdecydowanie wart Waszych pieniędzy.

★★★★☆
Hannah Read



Get your daily CeX at

Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Wednesday 4 December 2019

RAD ★★★☆☆


RAD to roguelike od Double Fine, najbardziej znanych z Psychonautsów i Brutal Legend. Ich poprzednie gry zawsze miały w sobie coś zabawnego, a RAD nie jest wyjątkiem, oferując komediowe podejście do gatunku roguelike. Gra osadzona jest w apokalipsie... po apokalipsie (gdy jedna apokalipsa to za mało), a naszym zadaniem jest zagłębiać się w pustkowia, aby znaleźć przedmioty, które mogą uratować cywilizację.

Jak tego dokonać? Metodą prób i błędów, jak to w gatunku roguelike, ale z kilkoma urozmaiceniami. Podczas gry będziemy iść w dół światów (pięter), które są generowane losowo i mają na końcu bossa, co najprawdopodobniej brzmi znajomo, jeśli graliście w gry takie jak The Binding of Isaac i Moonlighter w ciągu ostatnich kilku lat.


Twist w RAD, który sprawia, że gra ​​jest nieco wyjątkowa wśród innych “rogalików”, polega na tym, że postać gracza stale mutuje się w czasie eksploracji i zabijania wrogów. Każde podejście możemy zacząć zabijając wrogów swoim ulubionym kijem bejsbolowym, ale w ciągu kilku minut będziemy dalej mutować i tu już jest dostępnych wiele opcji, od wyhodowania sobie głowy węża, który może strzelać kwasem, po skrzydła, które pozwalają... latać.

Mutacje są całkowicie losowe, co czyni je trochę obosiecznym mieczem - możemy dostać coś niesamowitego, co pomoże nam dojść do końca, lub uzyskać pasywny lub aktywny efekt, który nie będzie pasować do naszego stylu gry, rujnując podejście w pozornie niesprawiedliwy sposób (szczególnie jeśli zdarzy się to na dalszym etapie rozgrywki).

Bez względu na to, co się stanie, śmierć jest nieunikniona, czy to z rąk jednego z wielu trudnych bossów, czy to przez fale małych wrogów. Należy się tego spodziewać, więc pozostaje tylko spróbować ponownie. Nie powinno to dziwić fanów tego gatunku, ponieważ jest to powtarzające się wyzwanie, które jest frustrujące, a jednocześnie motywujące. Podobnie jak wiele “rogalików”, RAD jest naprawdę uzależniający, „jeszcze tylko jeden raz”, więc nawet jeśli w jednej chwili mamy zamiar rzucić kontrolerem w ekran, nadal znajdziemy się w kolejnej rozgrywce pięć minut później.

Wszystko fajnie, ale. Głównym minusem jest dla mnie kierunek artystyczny - coś, co przyznaję, jest dość zaskakujące. Czasami w grze dzieje się zbyt wiele, a paleta kolorów to neonowy bałagan. Z winy tych wszystkich rozpraszających efektów zdarzało mi się gubić pozycję mojej postaci. Czasami przypominało to próbnik farb w sklepie malarskim - z każdym kolorem jaki się tylko da wrzuconym na jednej chwili. Jasne kolory nie zawsze są złe, jak pokazał Nuclear Throne, ale kluczową różnicą było to, że użyto kolorów i elementów wizualnych, aby wskazywać gdzie jesteśmy.


Po drugie, sterowanie nigdy mi nie siadło. Uniki i animacje ataku były sztywne i dość trudno było skutecznie zejść z drogi atakom adwersarzy. To po prostu utrudniało to czerpanie przyjemności z gry.

W świecie, w którym wydaje się, że co tydzień pojawia się nowy roguelike (Undermine i Dicey Dungeons), potrzeba czegoś specjalnego, aby wynieść grę na wyżyny, aby wyjść z tłumu i być wyjątkowym. RAD nie jest złą grą per se, ale tak naprawdę nigdy nie jest lepszy niż „spoko”. Jest to z pewnością gra warta poświęcenia chwili, a rozgrywki jest na wiele godzin… Po prostu nie oczekujcie niczego przełomowego.

★★★☆☆
Hannah Read

Get your daily CeX at

Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl