Friday 15 November 2019

Burning Rubber ☆☆☆☆☆


Na Boga. Właśnie wtedy, kiedy myśleliście, że jeśli chodzi o kino, czy nawet karierę Johna Travolty - nie może być już gorzej. Panie i panowie! Przedstawiam wam Burning Rubber (aka Trading Paint, aka Na Zakręcie), kolejny w długiej linii niewygodnych pokazów ego Travolty w desperackiej próbie ponownego poczucia się młodym. Trochę jak filmowa fontanna młodości. Tyle tylko, że to nigdy nie działa i sprawia, że ​​wygląda on jeszcze starzej. Jest to jeden z najśmieszniejszych wpisów w późnej karierze Travolty - tak, nawet licząc Gotti - i taki, o którym ciężko mi się mówi, bo nie ma tu za wiele do powiedzenia…

Nagradzany filmowiec Karzan Kader debiutuje w języku angielskim w opowieści o legendarnym duecie wyścigowym ojca i syna Sam (John Travolta) i Cam (Toby Sebastian), którzy podłamują się, gdy ich zwycięska passa zaczyna zawodzić. Rywal wyścigowy korzysta z okazji i oferuje Camowi okazję do ścigania się z przeciwnikiem (Michael Madsen). Cam na to przystaje, a różnica między ojcem i synem staje się jeszcze większa. Silniki idą w ruch, sypią się iskry, gdy oba auta w ostatecznym wyścigu o wysokie stawki i najbardziej niebezpiecznej rywalizacji między ojcem i synem. W zeszłym roku Travolta wręczył nam wspaniały prezent przypadkowo zabawnego Speed ​​Kills - historii weterana wyścigów motorówek. I tak, teraz to on jest weteranem wyścigów samochodowych…


Kończąc dygresję. Burning Rubber jest tak przewidywalne, jak się wydaje. Przede wszystkim romans boleśnie wręcz soczysty, nazbyt sentymentalny i dość agresywnie zatłoczony - rozgrywany między Travoltą, a postacią graną przez Shanię Twain. Tak, dobrze czytacie. Próby przedstawienia historii miłosnej są zabawne i znacznie bardziej pasują chyba do innego filmu. Jakiegokolwiek. Po prostu nie do tego. To ma być intensywny, szybki film wyścigowy - a prawdziwych scen wyścigowych jest jak na lekarstwo, jest więc nudno. Częściowo ze względu na kiepski montaż - szalone cięcia i źle scalone sceny sprawiają, że ogląda się to ciężko i trudno się wczuć, a przez to marnują się na wpół przyzwoite praktyczne efekty na torze wyścigowym. Sekwencja, w której samochód jest podzielony na pół, została całkiem zrujnowana przez straszną edycję i brak zbudowanego napięcia.

Burning Rubber nie daje powodów do polecania. John Travolta jedzie po najniższej linii oporu, a próby odzyskania publiki przez Michaela Madsena nie wychodzą wiele lepiej. Montaż to bałagan, fabuła jest poplątana, scenariusz to żart. Nienawidziłem każdej sekundy. Chciałem, wyjść od momentu, gdy się to zaczęło. Tego właśnie oczekujemy od Travolty pod każdym względem, jednak chyba zasługujemy na coś lepszego. Jest wiele lepszych sposobów spędzenia 90 minut niż Burning Rubber. Jest też Kevin Dunn. Absolutnie cudowny we wszystkim co robi, więc jeśli okaże się, że musicie przez to przejść, nie martwcie się. Kevin Dunn robi robotę.

☆☆☆☆☆
Sam Love

Burning Rubber at CeX


Get your daily CeX at

Google+ Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

No comments:

Post a Comment