Tuesday, 24 September 2019

Killers Anonymous ★★☆☆☆


Killers Anonymous, w reżyserii Martina Owena, ma całkiem ciekawą przesłankę - grupa zabójców spotyka się regularnie w Killers Anonymous, gdzie dzieli się swoimi historiami i pracuje nad, no cóż, nie zabijaniem. W noc próby zamachu na senatora USA, który został ogłoszony następnym prezydentem, sprawy się komplikują, a grupa próbuje ustalić, kto z nich jest odpowiedzialny za atak.


Z pewnością można było tu przesadzić i niestety „Killers Anonymous” właśnie to robi. Od razu zauważycie, jak bardzo film jest stylizowany… Chociaż zazwyczaj jestem fanką stylizowanych filmów (mój ulubiony „Baby Driver” nieźle się broni), istnieje różnica między tymi, które lubię, a tym tutaj i ta różnica to jakość wykonania. Niektóre ujęcia w „Killers Anonymous” są wykonane perfekcyjnie i są przyjemne dla oka, jednak większość wydaje się niezgrabna i nadużywana. Weźmy na przykład rozmowę na początku filmu między postaciami The Mana (Gary Oldman) i Jade (Jessica Alba) - oddalone ujęcia są połączone z niesamowicie zbliżonymi ujęciami twarzy, które zdają się jedynie dezorientować widza. Uwielbiałam kolory i nastrój stylu, za którym podążał Martin Owen, ale ruch i zagadkowa konfiguracja w niektórych ujęciach była niekorzystna i sprawiała, że ​​wydawało się to po prostu słabe, przypominając trochę projekt studentów filmówki.

Mówiąc o zagadkach, fabuła naprawdę mnie wciągnęła. Na początku wygląda na to, że będzie to klasyczne “dziwactwo”, ale tak nie jest, a jeśli mam być szczera, nie jestem do końca pewna, o co chodzi z fabułą ani co autorzy próbowali przedstawić. Wygląda na to, że film stara się być naprawdę sprytny, ale nie wszystko schodzi się tak, jak powinno i do końca tak naprawdę nie czułam się zaangażowana w historię. Szkoda, bo niektóre części naprawdę mnie pochłonęły - szczególnie pierwsza połowa, w której zabójcy zabrali nas w swoją przeszłość, by opisać swoją pierwszą zbrodnię. To była jedyna część filmu, w której czułam zaangażowanie w stosunku do bohaterów - kiedy jednak film trafił na tor swojej głównej linii fabularnej, dalszy rozwój sytuacji nie wywarł na mnie większego wrażenia i cały klimat uleciał.

Nie mogę nic zarzucić aktorstwu w filmie, a więzi między postaciami były wiarygodne. Szczególnie podobała mi się MyAnna Buring w roli Joanny, lider grupy wsparcia, a Tim McInnerny był świetnym(i przerażającym) lekarzem, który uwielbia patrzeć, jak umierają jego pacjenci. Leandro, grany przez Michaela Sochę, był moją ulubioną postacią, szczególnie po przedstawieniu jego historii, a Elliot James Langridge i Tommy Flanagan byli tak samo dobrzy jak Ben i Markus. Chciałabym za to więcej Gary’ego Oldmana - jego postać wydawała się spędzać większość czasu patrząc przez lornetkę, powinien być wykorzystany do czegoś więcej. Sam fakt jego występu zachęcił mnie do obejrzenia, więc byłam nieco rozczarowana.


Prawdopodobnie sądzicie teraz, że nie byłam pod wielkim wrażeniem „Killers Anonymous” - i niestety taka prawda - podczas gdy aktorzy robili, co mogli, brakowało fabuły i montażu. Film może trafić do ludzi, którzy kochają bardzo stylizowane filmy, ale jeśli liczycie na mocną, niezapomnianą fabułę, prawdopodobnie nie jest to dla was.

★★☆☆☆
Hannah Read



Get your daily CeX at

Google+ Instagram Twitter YouTube Facebook
And now Snapchat!

Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

No comments:

Post a Comment