Czy naprawdę potrzebujemy kolejnego serialu o superbohaterach? Odpowiedź brzmi: Nie, a co roku dostajemy ich coraz więcej - Flash, Arrow, Iron Fist, Daredevil, Luke Cage, Supergirl, Agents of SHIELD, Gotham, The Punisher, Black Lightning, Runaways, Inhumans… uh. Kto ma czas, żeby to wszystko oglądać? I kto rozsądny chciałby? Problem polega na tym, że na ten wysyp zbliżonych produkcji złożyło się kilka dużych czynników - w szczególności wyniki Netflixa - po czymś takim absolutnie każdy chce skubnąć coś dla siebie. A dalej wiemy jak to idzie, kiedy Marvelowi coś się udaje, DC próbuje to powtórzyć…
Oglądamy zmagania Tytanów z DC, serial podąża za zespołem młodych superbohaterów, na czele z Nightwingiem (dawniej pierwszym Robinem Batmana), walczącym ze złem i innymi niebezpieczeństwami. Seria śledzi młodych bohaterów, którzy osiągają pełnoletniość i walczą w „twardszej” wersji klasycznej serii Teen Titans. Teen Titans Go to to nie jest, jesteśmy teraz w brutalnym i przerażającym świecie, jednak nie oznacza to, że to tylko ciemność i mrok - gdy seria znajdzie już dobry grunt, jest tu sporo humoru.
Show ma bardzo powolną i żmudną wspinaczkę do przyzwoitej jakości - ci którzy oczekują scen na poziomie współpracy Netflix / Marvel, będą musieli być bardzo cierpliwi, początek nie jest specjalnie dobry, słabe teksty, ciężki klimat i nieciekawe wprowadzenie postaci, niestety łączą się dość słabo. Gdy drużyna jest już w komplecie i zaczyna działać chemia, całość staje się zabawniejsza, pomimo nadal dość ciężkiego klimatu całego dzieła. Wyraźnie próbują odtworzyć ton Daredevila Netflixa z mocno mieszanymi rezultatami.
Pokaz nie wydaje się być szczególnie wysokiej jakości. CGI jest takie sobie, a gra aktorska nie jest szczególnie uderzająca. Wszyscy aktorzy cierpią jednak głównie z powodu dość przeciętnych skryptów i nie mogę ich za to winić. Nawet Robert De Niro nie mógł nic z tym zdziałać. Niestety, serial ma mocne oznaki bycia filmem klasy B z lat 90-tych i nierzadko można odczuć tam oznaki desperacji. Od czasu do czasu uderza widza w przeponę i pokazuje potencjał tego, czym mógłby być - szczególnie później, gdy show znajdzie wygodniejszy setting. Ale ogólnie rzecz biorąc, jest to trochę katastrofa.
Show ma bardzo powolną i żmudną wspinaczkę do przyzwoitej jakości - ci którzy oczekują scen na poziomie współpracy Netflix / Marvel, będą musieli być bardzo cierpliwi, początek nie jest specjalnie dobry, słabe teksty, ciężki klimat i nieciekawe wprowadzenie postaci, niestety łączą się dość słabo. Gdy drużyna jest już w komplecie i zaczyna działać chemia, całość staje się zabawniejsza, pomimo nadal dość ciężkiego klimatu całego dzieła. Wyraźnie próbują odtworzyć ton Daredevila Netflixa z mocno mieszanymi rezultatami.
Pokaz nie wydaje się być szczególnie wysokiej jakości. CGI jest takie sobie, a gra aktorska nie jest szczególnie uderzająca. Wszyscy aktorzy cierpią jednak głównie z powodu dość przeciętnych skryptów i nie mogę ich za to winić. Nawet Robert De Niro nie mógł nic z tym zdziałać. Niestety, serial ma mocne oznaki bycia filmem klasy B z lat 90-tych i nierzadko można odczuć tam oznaki desperacji. Od czasu do czasu uderza widza w przeponę i pokazuje potencjał tego, czym mógłby być - szczególnie później, gdy show znajdzie wygodniejszy setting. Ale ogólnie rzecz biorąc, jest to trochę katastrofa.
Ale hej, drugi sezon na horyzoncie, więc być może program naprawdę zareaguje na krytykę pierwszego sezonu i znajdzie lepsze rozwiązania. Czas pokaże. Obecnie nie ma powodu by polecać Tytanów, a jeśli pozostaną na tym poziomie, zakończy się to rozczarowującym drugim sezonem (i podejrzewam że tak będzie). Czekajcie na recenzje sezonu 2.
★★☆☆☆
Sam Love
No comments:
Post a Comment