Death Stranding to najnowsza gra legendarnego twórcy Hideo Kojimy i jego pierwsza gra od (niezbyt łagodnego) rozstania z Konami. Prowadzący produkcję Kojima został sfinansowany głównie przez Sony, aby stworzyć kolejną wielką rzecz w świecie gier. To, co powstało z tych wysiłków, jest czymś wyjątkowym i ekscytującym. W czasie premiery był to główny temat w mediach społecznościowych i newsach rozrywkowych.
W „Death Stranding” wcielamy się w Sama Bridgesa (Norman Reedus), próbującego połączyć jałową postapokaliptyczną Amerykę przez coś na pozór prostego - dostarczanie paczek. Na pierwszy rzut oka możecie uznać, że „Death Stranding” to symulator chodzenia, ale nie jest to zbyt sprawiedliwe. Przez lata poprzedzające premierę zwiastuny i rozgrywka były bardzo tajemnicze i naprawdę nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, kiedy w końcu usiądziemy do gry.
Niezależnie od tego jak mogło to wyglądać na trailerach, ta gra to znacznie więcej niż spacer po jałowym świecie. W trakcie możemy zastanawiać się nad tajemniczymi wątkami, jak choćby BB (przywiązane do nas dziecko, które wyczuwa istoty próbujące nas zabić - tak to jest w grach Kojimy), czy planować rozbudowę sprzętu, z którym będziemy przedzierać się przez świat i dostarczyć ładunki.
Od prostych drabin i lin wspinaczkowych, po bardziej zaawansowane pojazdy i konstrukcje, takie jak drogi. To właśnie tam „Death Stranding” staje się naprawdę przekonujące, gdy żyjemy w świecie, w którym wszyscy gracze budują konstrukcje w celu opracowania najlepszej możliwej drogi do celu.
Możemy znaleźć znaki ostrzegawcze, które mówią, że w pobliżu są wrogowie, a może czyjąś linkę, której możemy użyć do łatwiejszego przejścia przez dolinę. Jest też mechanika, dzięki której deszcz powoduje erozję przedmiotów, co oznacza, że musi istnieć ciągły przepływ nowych ludzi budujących lub naprawiających konstrukcje. Gra utrzymuje świeżość i środowisko jest w ciągłym przepływie - to coś, czego tak naprawdę nigdy wcześniej nie widziałam w świecie gier i jest to genialna koncepcja, która działa naprawdę dobrze.
Fabuła to typowy Kojima (czytaj: naprawdę dziwna fabuła). Występuje tu kilka znanych osobistości w roli aktorów głosowych i modeli postaci od Mad Mikkelsona do Normana Reedusa, z którym obcujemy około 50 godzin lub nawet dłużej, bo tyle zajmuje ukończenie głównej fabuły. Sposób w jaki historia została opowiedziała był dla mnie doskonały, nawet jeśli czasem intryga była trochę zbyt oczywista, to nadal za kulisami czaiła się kolejna tajemnica. Kojima stworzył świat, w którym po prostu lubię przebywać. Radzi sobie na każdym froncie, od projektu artystycznego po nienaganną i docenianą ścieżkę dźwiękową, zawierającą całą masę idealnie pasujących piosenek.
Nie powiedziałabym jednak, że „Death Stranding” jest dla wszystkich, można nawet zastanawiać się, czy to nie jest może odgrzewany kotlet. Walka jest podobna do serii „Metal Gear Solid” Kojimy, ale większy nacisk kładziony jest na ucieczkę od tych sytuacji i chociaż mamy zdolności bojowe (kiedykolwiek chcieliście robić granaty z własnych płynów ustrojowych?) Rzadko zdarzało się, że Chciałam walczyć. To naprawdę nie jest główna siła tej gry i są inne aspekty, na których powinniśmy się skupiać.
Niezależnie od tego jak mogło to wyglądać na trailerach, ta gra to znacznie więcej niż spacer po jałowym świecie. W trakcie możemy zastanawiać się nad tajemniczymi wątkami, jak choćby BB (przywiązane do nas dziecko, które wyczuwa istoty próbujące nas zabić - tak to jest w grach Kojimy), czy planować rozbudowę sprzętu, z którym będziemy przedzierać się przez świat i dostarczyć ładunki.
Od prostych drabin i lin wspinaczkowych, po bardziej zaawansowane pojazdy i konstrukcje, takie jak drogi. To właśnie tam „Death Stranding” staje się naprawdę przekonujące, gdy żyjemy w świecie, w którym wszyscy gracze budują konstrukcje w celu opracowania najlepszej możliwej drogi do celu.
Możemy znaleźć znaki ostrzegawcze, które mówią, że w pobliżu są wrogowie, a może czyjąś linkę, której możemy użyć do łatwiejszego przejścia przez dolinę. Jest też mechanika, dzięki której deszcz powoduje erozję przedmiotów, co oznacza, że musi istnieć ciągły przepływ nowych ludzi budujących lub naprawiających konstrukcje. Gra utrzymuje świeżość i środowisko jest w ciągłym przepływie - to coś, czego tak naprawdę nigdy wcześniej nie widziałam w świecie gier i jest to genialna koncepcja, która działa naprawdę dobrze.
Fabuła to typowy Kojima (czytaj: naprawdę dziwna fabuła). Występuje tu kilka znanych osobistości w roli aktorów głosowych i modeli postaci od Mad Mikkelsona do Normana Reedusa, z którym obcujemy około 50 godzin lub nawet dłużej, bo tyle zajmuje ukończenie głównej fabuły. Sposób w jaki historia została opowiedziała był dla mnie doskonały, nawet jeśli czasem intryga była trochę zbyt oczywista, to nadal za kulisami czaiła się kolejna tajemnica. Kojima stworzył świat, w którym po prostu lubię przebywać. Radzi sobie na każdym froncie, od projektu artystycznego po nienaganną i docenianą ścieżkę dźwiękową, zawierającą całą masę idealnie pasujących piosenek.
Nie powiedziałabym jednak, że „Death Stranding” jest dla wszystkich, można nawet zastanawiać się, czy to nie jest może odgrzewany kotlet. Walka jest podobna do serii „Metal Gear Solid” Kojimy, ale większy nacisk kładziony jest na ucieczkę od tych sytuacji i chociaż mamy zdolności bojowe (kiedykolwiek chcieliście robić granaty z własnych płynów ustrojowych?) Rzadko zdarzało się, że Chciałam walczyć. To naprawdę nie jest główna siła tej gry i są inne aspekty, na których powinniśmy się skupiać.
Jeśli wejdziecie do gry spodziewając się oryginalnej gry akcji, takiej jak „Metal Gear Solid”, możecie być nieco rozczarowani. Kojima stworzył świat i grę, które nie przypominają niczego, co było wcześniej. Jest dla graczy, którzy chcą eksperymentu - doświadczenia, w którym bariery zostają złamane ustanawiając nowe standardy - a nie czegoś podobnego do wcześniejszych gier .
„Death Stranding” może być po części symulatorem chodzenia, ale jest najbardziej absorbujący i intrygujący symulator chodzenia, w jaki kiedykolwiek grałam. Rozgrywka i mechaniki rozwijają się wraz z upływem czasu i tworzą marchewkę na kiju. Nie wszystkim się to spodoba, ale myślę, że każdy powinien przynajmniej dać tej grze szansę, jako że jest to jedna z najlepszych produkcji tego pokolenia.
„Death Stranding” może być po części symulatorem chodzenia, ale jest najbardziej absorbujący i intrygujący symulator chodzenia, w jaki kiedykolwiek grałam. Rozgrywka i mechaniki rozwijają się wraz z upływem czasu i tworzą marchewkę na kiju. Nie wszystkim się to spodoba, ale myślę, że każdy powinien przynajmniej dać tej grze szansę, jako że jest to jedna z najlepszych produkcji tego pokolenia.
★★★★★
Hannah Read
No comments:
Post a Comment