Saturday, 28 October 2017

Tekken 7 ★★★☆☆


Za młodu wyobrażałem sobie Heihachi Mishimę, zdejmującego swój but i nokautującego oponenta jednym, celnym rzutem. Oczywiście były to naiwne, dziecięce marzenia, w czasach, zanim internet był dostępny za pośrednictwem kilku tąpnięć na ekranie smartfona.


W zasadzie nie wiem czemu, ale zawsze byłem zafascynowany turniejem King of Iron Fist, który z każdą odsłoną był jeszcze większy i jeszcze lepszy. Pula postaci zawsze była ciekawa, jeżeli patrzyło się na konwencję z przymrużonym okiem. Tekken był jednym z najważniejszych tytułów na każdej generacji Playstation, ale często to Street Fighter grał pierwsze skrzypce. Biorąc jednak pod uwagę nieudany start Street Fighter V, być może wreszcie to Tekken wysunie się na prowadzenie? Gracze będą zadowoleni, że Tekken 7 wraca w pełni formy w kategorii bijatyk, cztery długie lata po premierze Tag Tournament 2. Nawet pomimo paru łyżek dziegciu w trybie fabularnym. Akcja nadal jest bardzo mięsista, a zestawy ataków bardzo efektowne. Obsługa jest łatwa do ogarnięcia, a nowych graczy w annały wprowadzi samouczek w trybie fabularnym. Jeżeli chodzi o postaci, czeka nas parę niespodzianek i nowości (Akuma!), ale nadal mamy godną reprezentację klasycznych wojowników. Modele są bardzo szczegółowe i występują w wielu wariacjach. Fabuła toczy się wokół Mishima Zaibatsu. Historia opowiedziana jest oczami bezimiennego reportera, z wieloma dużymi partiami tekstu, które – na szczęście! - można przeskoczyć. Część „drugoplanowych” postaci nie ma nawet dedykowanego kinowego finału, co jest bardzo rozczarowujące, biorąc pod uwagę, że proponowana opowieść zawsze była jedną z najsilniejszych stron serii. Prywatnie, zawsze lubiłem przechodzić grę Paulem Phoeniksem, pomimo jego malejącego znaczenia w kanonie (pojawiał się w każdej grze, stopniowo głupiejąc). W Tekkenie 7 nie odgrywa wielkiej roli, a jego fani są bardzo niezadowoleni, że tak go potraktowano. Opowieść jest dość monotonna w porównaniu do starszych tytułów, a główny wątek dość płytki. Co gorsza, można odblokować zakończenia z poprzednich tytułów, używając wewnętrznej waluty. Można się rozwodzić nad istotnością fabuły, ale i tak to gameplay jest tym, co przytrzyma Cię przy grze na kolejne pół roku. Gra dostarcza parę nowości, które robią różnicę. Rage Arts to technika, która pozwoli zmienić przebieg całej rundy dzięki jednemu klawiszowi. Dobre wyjście dla noobów, takich jak ja. Uniki i rzucanie rywalami o podłogę zostało osłabione, a akcje slow-mo dodają dramatyzmu. Zmiany nie będą kłopotem dla starych wyjadaczy, a jednoczeście wiele one wybaczają niedoświadczonym graczom. Ciężko na początku znaleźć oponenta dostosowanego poziomem do nas.


Bandai Namco pracowało nad wydaniem łatki, ale i tak już mam lekko popsute wrażenia po multiplayerze. Nie ma problemu, żeby połączyć się z przyjacielem, o ile znasz kogoś, kto również ma tę grę. Tekken 7 to przyjemne rozwinięcie serii, a nowe mechaniki walki usprawniają gameplay. Walki wyglądają spektakularnie i często możemy liczyć na nagłe zwroty akcji. Niemniej, mała ilość nowych trybów gry i słaba historia ostatecznie pozostawiają niesmak.

★★★☆☆

James Millin-Ashmore


Tekken 7 at CeX




Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Thursday, 26 October 2017

Nokia 3310 (2017) ★★☆☆☆


Nokia 3310 jest jednym z najlepszych telefonów klasycznych jakie możesz dorwać. W większości krajów w których miał już swoją premierę jest bardzo ciężko dostępny, ze względu na to że producent nie był pewny czy telefon będzie się cieszył jakimkolwiek wzięciem. Wbrew pozorom, nie jest produkowany przez Nokię lecz przez HMD Global. Firma ta zdobyła prawa do marki Nokia od Microsoftu na 10 lat. Sprawdźmy czy zasługuje na miano nowoczesnego klasyka.


Zapakowane w małe kolorowe pudełko, to ważące 80g urządzenie na pewno spodoba się fanom oryginalnej Noki 3310. Telefon dostępny jest w 4 kolorach (niebieski, żółty, czerwony i pomarańczowy), które mogą spodobać się zarówno młodym klientom jak i początkującym użytkownikom.

Mając tylko 12mm grubości, Nokia 3310 z łatwością mieści się w dłoni. Trzymanie jej jest miłą odmianą od 6 calowaych telefonów jakie stały się standardem. Oprócz ekranu o przekątnej 2,4 cala posiada również  klawiaturę numeryczną i gniazdo jack na dole. Na górnej krawędzi znajduje się port Micro USB(Łatwiej znaleźć Polaka który nie lubi Wiedźmina niż kogoś kto ma ładowarkę z cienkim bolcem). Tylna klapka ma gładkie i zaokrąglone krawędzie z matowym wykończeniem. Z tyłu znajduje się aparat 2MP z fleszem LED oraz głośnik. Jest wyposażony w Dual SIM oraz wspiera karty Micro SD do 32GB co z pewnością się przyda, gdyż telefon ma tylko 16MB (wystarczające tylko na 7-8 zdjęć, Kruci!). W pudełku znajduje się ładowarka Micro USB oraz para słuchawek.

System na którym śmiga to Nokia S30, platforma bardzo łatwa do nauczenia i używania. Nie da się go odblokować odciskiem palca, nie rozpoznaje on również właściciela po oczach. W klasycznym stylu czerwona słuchawka włącza i wyłącza telefon po przytrzymaniu. Główny ekran to jedyne menu, można je przywołać poprzez wciśnięcie głównego przycisku który jest również cztero kierunkowym dżojstikiem, który można przypisać do określonych funkcji takich jak kalendarz czy wiadomości, dzięki czemu są one szybko dostępne. Jedynymi ciekawszymi aplikacjami są gry a wśród nich powracający w glorii i chwale ‘Snake’. Wyprodukowany przez Gameloft nie przypomina już Snake którego pamiętacie. Ten odnowiony ‘wąż’ jest kolorowy i plącze się po planszy w celu pożerania jabłek dzięki którym rośnie. Inne gry to dema ‘Asphalt 6’ oraz ‘Diamond Twister 2’ których pełne wersje mogą zostać zakupione poprzez SMSa. Jest również sklep internetowy pozwalający na ściągnięcie innych aplikacji i gier, ale ściągnięcie ich za pomocą sieci trwa całe wieki. Warto w tym miejscu wspomnieć o fakcie że 3310 nie wspiera ani 3G ani nawet Wi-fi. Ten telefon wywołuje naprawdę duże napływy nostalgii, chociażby przeglądanie internetu z tą prędkością przywołuje surfowanie w latach 90. Nie można ustawiać własnych dzwonków, telefon posiada Radio FM oraz wbudowany odtwarzacz MP3 który świetnie sprawdzi się przy porannym joggingu.

Pisanie na numerycznej klawiaturze, sprawi że ponownie będziecie się zastanawiać co jest szybsze żmudne klepanie tych samych cyferek czy może legendarne T9? Pisanie w którykolwiek z tych sposobów daje naprawdę dużo frajdy, przynajmniej dopóki nie musicie pisać długiego SMSa.

2MP aparat robi ładne zdjęcie w światło dzienne i odrobinę lepsze od przeciętnych również wieczorem, tak długo jak nie porównacie go z którąkolwiek kamerą smartfona. Zdjęcia wyglądają przyzwoicie tak długo jak znajdują się na ekranie telefonu, po przeniesieniu na monitor/telewizor widać dopiero jak niskiej są jakości. Co ciekawe, aparat posiada tryb serii oraz filtry kolorów, a także kamerę która jest w stanie nagrywać video w rodzielczości VGA.



Bateria 1200 mAH wytrzymuje ponad 2 dni (!), a przy aktywnym korzystaniu firma obiecuje że wytrzyma on nawet 25h! Ładowanie do pełna trwa 3 godziny używając standardowej 550 mA ładowarki Micro USB. Udało nam się nawet dwa razy upuścić telefon, raz z kieszeni w spodniach, raz z kieszeni na piersi w koszuli, w obydwu przypadkach nic się nie stało.

Nie da się ukryć że jest to telefon dla kogoś kto szuka ‘współczesnego klasyka’ lub ma ogromny sentyment do oryginalnej 3310tki. Dla każdego innego potencjalnego użytkownika może posłużyć on jako zapasowy telefon do dzwonienia, wyposażony w niesamowitą baterię. Jeśli nie zamierzacie czuć się jak jaskiniowiec, zignorujcie ten model i zwróćcie się w stronę któregoś z budżetowych smartfonów.


★★☆☆☆

Pritesh Khilnani


The NEW Nokia 3310 at CeX




Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Tuesday, 24 October 2017

Crash Bandicoot N.Sane Trilogy ★★★★☆


Oryginalny Crash Bandicoot wyszedł dzień przed moimi 11 urodzinami, niecałe 21 lat temu ... przerażająca sprawa. Produkcja wprowadziła studio Naughty Dog, znane dziś przede wszystkim z Uncharted i The Last of Us, do pierwszej ligi. W tym okresie Crash Bandicoot wyznaczył nowe standardy gry platformowej. Nie tylko odeszli od koncepcji grania od lewej do prawej, ale zmienili ją na taką, w której kieruje się postacią w głąb ekranu. Teraz, może to wydawać się głupie, ale był to rok 1996, kiedy wciąż czekaliśmy na Mario 64.


Dotychczas mieliśmy dużo remasterów HD, dla konsol nowych generacji, ale były to po prostu niewielkie uaktualnienia tekstur i ramek. Crash N. Sane Trilogy został odbudowany. Porównując go do filmów animowanych, tworzonych przy wysokim budżecie i przy użyciu CGI, nadal dostrzegamy pewne podobieństwo, tak, jakby między wydaniami nie istniała luka czasowa. Crash upadł na twarz N. Sanity Beach, a szczęście i nostalgia rozpoczyna się, kiedy się ruszasz i wbiegasz do dżungli, skacząc, przebijając się, zbierając jabłka i rozbijając pudła. Ach, lata 90.

Vicarious Visions, najbardziej znane z produkcji portów do Skylanders i portu Doom 3 dla konsoli Xbox, wyszło z przytupem na świat i nie tylko odtworzyło oryginał, ale również Crash 2 i Crash 3: Warped. Coco, który został wprowadzony do Crash 2 (ale nie był grywalny aż do trzeciej części, tylko w jej pewnych etapach), jest teraz dostępny we wszystkich trzech grach, lecz lekko zmodyfikowany.

Oczywiście wiele modeli i animacji wzbogaciło się o pewne elementy, ale udało im się zachować styl oryginalnej estetyki. Wszystkie oryginalne animacje postaci pozostały, podobnie z resztą jak komiczne sceny śmierci. Poziomy zostały poważnie przebudowane. Tam, gdzie zielona trasa przeszła na trawę z boku ekranu, teraz została zastąpiona przez w pełni modelowaną trawę i listowie. Nawet niewielki odcisk stopy na piasku (i w śniegu) został zrobiony jak należy. (Coś, czego w Infamous: Second Son nie zrobili … to nie tak, że czepiam się szczegółów ...)


Analogowy drążek może być teraz używany do poruszania się (W Crash niepotrzebny jest kontroler Dualshock), ale często znajdowałem się w odwrotnej sytuacji, aby uzyskać większą dokładność, podczas skakania na pudełka lub w lukach, czy w niektórych, bardziej niebezpiecznych odcinkach trasy. W przeciwnym wypadku, na wszystkich poziomach znajdują się dodatkowe pola punktów kontrolnych. Zazwyczaj umieszczane przed i po trudniejszej części przebytego dystansu. Jeśli zginiesz zbyt wiele razy, na Checkpoint’cie otrzymasz maskę Aku Aku, która pomoże Ci przeżyć. System oszczędzania Etap Bonus Stage związany z zapisem gry, został zamieniony na typowy Autosave, a gra sama wydaje się być o wiele bardziej hojna, pod kątem otrzymywanej ilości dodatkowych żyć.

Gra (na standrdowym PS4) działa przy 1080p i przeważnie mieści do 30FPS (klatki na sekundę). Chociaż PS4 Pro działa na wyższym 1440p, więc nie do końca w pełni 4k, trzyma szybkość klatek z łatwością. PS4 Pro ma również kilka innych małych akcentów, takich jak lepsze cienie i niektóre dodatkowe sztuczki przy zmianie oświetlenia. Obie wersje wyglądają świetnie. Chociaż wszystko, co napisałem, brzmi pozytywne, jest kilka małych rzeczy, które mnie zawiodły.

Starszy teaser, pokazywał grę z prędkością 60FPS. Byłoby to miłe zarówno dla animacji, jak i do reakcji na kontroler, ale przypuszczam, że został zmniejszony z powodu ograniczeń technicznych.
Oryginalne wersje playstation również działały z prędkością 30 FPS, więc być może było to również kwestią tego.

Ekrany ładowania występują zdecydowanie zbyt często. Nie są one aż tak długie, (patrząc chociażby na grę Prey), tylko trwają około 8-15 sekund. Ekran tytułowy musi zostać załadowany, następnie naciskasz przycisk start, a następnie ładuje się on ponownie, aby móc wybrać grę, w którą chcesz zagrać ... a następnie ładuje się znowu .... Podobnie wygląda kwestia ładowania między poziomami a światem centralnym. Nie ma to wpływu na grę, ale może być trochę nużące.



Detekcja kolizji (i hitboxów) może być czasem problematyczna. Często brakuje krawędzi platformy, problem pojawia się również przy trafieniach w nieprzyjaciela lub wpadając pułapkę, bez winy samego gracza. Największym problemem jest to, że Crash czasem ma problem z wykonywaniem tak banalnych czynności jak skakanie po drewnianym pudełku. Jednym z głównych elementów, których będziesz wykonywać wiele razy w tej grze. Chociaż sama gra jest świetna dla fanów oryginałów, podobnych do mnie, ale nie jestem przekonany, czy nowi odbiorcy ją zaakceptują. To nadal 20 letnia platformówka i taką zostanie. Na dobre i na złe.
Czekam na remake Spyro, jako następnej pozycji. 

★★★★☆

Bryan Wyatt


Crash N. Sane Trilogy at CeX




Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Monday, 23 October 2017

Kong: Wyspa Czaszki ★★★★☆


Kong: Wyspa Czaszki jest drugim filmem z gatunku rozwijających się uniwersów, zaraz po zdobywającym ogromne uznanie filmie Godzilla (2014). Gwiazdorska obstawa z Wyspy Czaszki: Tom Hiddleston, Samuel L. Jackson, John Goodman, Brie Larson oraz John S Reilly - a tak naprawdę to zaledwie garstka spośród oryginalnych Power Rangersów, które film może nam zaoferować. Ta powtórka odpowiada na pytanie, czy cała obsada, która została zbudowana na bazie MCU będzie działać na podstawie scenariusza, który jest kompletną klapą - odpowiedź może być co najmniej dziwna.

Wątek bazuje na dokładnie tym, co nasuwa się na myśl - grupa ludzi chce się dostać na nieznaną wyspę, chcą stać się bogaci, oraz chcą być pierwszymi, którzy udowodnią istnienie gigantycznych potworów. John C Reilly działa w roli przewodnika po wyspie, jakby dopiero co powrócił z drugie wojny światowej i działał tak jakby się nadal toczyła. Żołnierze wydają się być ze sobą mocno związani, tak jak lubię - wielu z nich było nie do zapomnienia, jednak w filmie podejmują całą masę złych decyzji, które kończą się wręcz tragicznie.

Podobnie jak poprzedni partner - Godzilla film ma prawdziwy problem, który sprawia, że każdy z tych bohaterów ma znikome znaczenie, a jednocześnie niemalże doskonale sprawdza się w przypadku Kaiju (patrz: olbrzymi, cholerny potwór). Zdąrzyliśmy pokochać już wszystkich tych ludzi, w dalszym ciągu nie odgrywających większego znaczenia, podczas gdy Kong czuje się jak prawdziwe zwierze oddziałowujące na całą scenę, i to nie jak postać królika Rogera, co sprawia, że na wiele sposobów jest najlepszym aktorem w filmie.


Jego gigantyczny rozmiar w stosunku do obsady (i to w odniesieniu do poprzednich iteracji Konga) w normalnych warunkach mogłoby być ciężkie do nakręcenia. aczkolwiek wszelkie ruchy wykonywane dookoła nas, pokazują , że potwór czuł się komfortowo przy swoich rozmiarach. a jego powolne przeciąganie kończyn można porównać do stada słoni przemieszczających się wzdłuż obranej przez siebie ścieżki. Olbrzymia małpa nauczyła się walczyć, i walczy z wiedzą oraz umiejętnościami, które sprawiają, że półświadomość istoty ludzkiej, które posiada, mają sens istnienia. Kong oczywiście myśli, oczywiście planuje i oczywiście ogląda UFC.

Jeżeli uważasz, że nie masz nic przeciwko oglądaniu filmu o gigantycznej małpie, możesz się zaskoczyć. Nigdy fundamentalnie nie byłem fanem filmów o King Kongu, Godzilli itd..., ale z tych czy innych powodów obejrzałem wiele z nich. Kiedy potwory walczą - w sumie o to w tym chodzi - jest to rzeczywiście porywające, nie zmienia to jednak faktu, że czujesz się jak podczas oglądania odcinka Toma i Jerry'ego w trakcie wielkiego kaca jeszcze przed położeniem się do łóżka. Nie chcę jednak, żebyś uważał, że Tom i Jerry nie są niesamowici, bo są, jednak nie w trakcie rozstroju żołądka. Najlepszy w tym wszystkim jest fakt , że nie mogę powiedzieć, że mam kaca, a w wieku 30tu lat rozpadam się z niezwykłą prędkością.

John C Reilly chce wynieść na szczyt film już od samego początku, co wywołuje u mnie uczucie schizofremii, a że jest wystarczająco zabawny, a obsada wydaje się być bardzo przychylna wobec niego, wywołuje to uczucie - jakby myślał, że znajduje się w filmie wojennym Willa Farrella  gdy w tym samym czasie całej reszcie obsady wydaje się jakby grali w Czasie Apokalipsy. Samuel L. Jackson odgrywający swoją rolę w typowo dla siebie intensywny sposób, przypominający jego najlepsze role "Samuela wściekłego Jacksona", co sprawia, że jest on wiarygodną przyczyną złych decyzji i konfliktów.

Podczas gdy w oryginalnej części z 1933, olbrzymi potwór był wzywany za pomocą użycia gongu oraz wyśpiewywania extra długich "kingkongowych pieśni", ta wersja Konga jest znacznie bardziej ukierunkowana na bycie "obrońcom królestwa" - jakby widział siebie samego jako super bohatera posiadającego wielkie moce i ogromną odpowiedzialność. Pozostała część obsady w połączeniu ze wszystkimi wątkami jest na tyle interesująca, że wszystko, co było w nich zawarte w mojej pamięci  - zostało skruszone niczym Pringelsy zdeptane na ziemi. Nic nie sprawia większego cierpienia niż oglądanie daremnego poświęcenia, a ten film zawiera niezmierną ilość takich scen.- przedstawiając je w mój ulubiony i dynamiczny sposób.

Wielu ludzi jest sceptycznie nastawionych wobec dzielenia wszechświatów. ale wydaje mi się, że na daną chwilę karmimy maszynę, która w tym momencie jest wspaniała, lecz ostatecznie przestanie wypluwać ten czysty narkotyk niezbędny dla kinomaniaków. Jednak w tej chwili powinniśmy cieszyć się doznaniami. Ten film nie jest doskonały, w sumie za wiele z niego nie zapamiętałem, od momentu kiedy zobaczyłem go w kinie, jednak odkryłem, że wspominam go czule - i była to ostania przyjemna rzecz odkryta tamtego dnia (dodatkowo odkryłem, że mój przyjaciel poszedł do kina wyłącznie dla przekąsek w postaci nachosów oraz kubka ze słomką). Nie jest on dobry, nie jest on zły, ale najistotniejszy jest fakt, że jest nudny. Stymulowanie wielkiej małpy pełnej przemocy jest najlepsze w przypadku postawienia przed sobą Konga i Godzilli.

★★★★☆

David Roberts


Kong: Wyspa Czaszki at CeX




Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Tuesday, 29 August 2017

Berserk and the Band of the Hawk ★★★★☆


Wyciągnij formułę z Dynasty Warriors, delikatnie rozcieńcz trzema kropelkami przystępności, dodaj łyżkę mangi i anime, wymieszaj w garnku wypełnionym fabułą, następnie wsadź całość do pieca z elementami tortur i wypiekaj aż się zarumieni! Ta-da! Właśnie otrzymałeś ee, ciasto o znamienitej nazwie... Berserk and the Band of the Hawk.


Fabuły w grach na licencji zazwyczaj są mocno pocięte. Twórcy gier wyciągają zaledwie garstkę historii i przedstawiają ją często w mało zrozumiałej formie dla nowicjuszy, a przy okazji nie do końca satysfakcjonując fanów. Jednak w tym przypadku wybrano zaskakująco przyjemne, inne podejście. Choć naniesiono pewne zmiany to jednak fabuła trzyma się blisko tej znanej z kart mangi. Całość jednak nie porusza istotnych kwestii podczas samej rozgrywki, jedynie w scenkach przed i wieńczących daną misję. Na potrzeby gry twórcy przygotowali sporo dobrze dobranych przerywników filmowych prosto z anime - prezentując fabułę w ten sposób w jakiejś jednej trzeciej z wszystkich fabularnych scenek.

Zaprezentowana historia posiada fajną głębię, którą ciężką odczuć na samym początku przygody. Rozpoczyna się w formie dramatu historycznego (choć nieopartego na żadnych faktach historycznych) aby na końcu stać się nadprzyrodzonym horrorem. Miłość, zdrada, lojalność, żal, humor zarówno umyślny, jak i niezamierzony, chciwość, demony, opętane zwierzęta... Ta gra ma to wszystko, serio.

Sam gameplay opiera się głównie na zabijaniu. Na zabijaniu wielu istot. Sercem gry jest tak naprawdę seria Dynasty Warriors, dlatego tutaj wszystkie poziomy będą wypełnione ogromną armią przeciwników. Przelejesz w tej grze tyle krwi, że mógłbyś w niej utopić stado słoni. Z biegiem rozwoju fabuły będziesz odblokowywał nowe kombosy oraz umiejętności. Najistotniejsze jest to, że podstawowe ataki ograniczają się zaledwie do dwóch przycisków (z trzecim działającym jako broń dodatkowa o ograniczonym użyciu i często wątpliwej jakości). Nie ma też jakiś wyszukanych broni, ale te które są okazują się dziwnie przyciągające do ich użycia.

Ostatnim elementem wyróżniającym się w tej grze jest tryb Frenzy. Podczas wycinania w pień armii ludzi i potworów nabijasz wskaźnik, dzięki któremu po czasie może wejść na jeszcze większy poziom bohatera, posiadając potężniejszą moc. Będąc w tym trybie nabijasz kolejny wskaźnik po którego odpaleniu postać wykonuje potężny atak obszarowy (za wyjątkiem niektórych postaci, które zamiast tego przemieniają się w jeszcze mocniejsze machiny do zabijania). Takie rozwiązanie dodaje grze nieco taktyki, szczególnie na większych zakapiorów, z którymi nie chciałabyś się mierzyć nie posiadając tych super-mocy.

Będziesz miał możliwość odblokowania różnorodnych bohaterów (i kilka nowych kostiumów oraz umiejętności) podczas przechodzenia wątku fabularnego, jednak praktycznie każdy poziom najpierw będziesz musiał ukończyć w skórze głównego bohatera aby dopiero później móc sprawdzić pozostałe postacie. Adekwatnie każda nowo-odblokowana postać może zostać użyta w trybie "Endless Eclipse". Ten tryb nie opowiada żadnych historii z mangi, przypomina taki "survival", gdzie pokonujesz coraz to więcej przeciwników, starasz się nie zginąć i za to otrzymujesz nagrody. Ponieważ każda z postaci posiada swój własny poziom, który jest połączony z trybem fabularnym, a także dedykowany ekwipunek - powinieneś się zastanowić jaką postać warto podbić w statystykach (ja akurat nie używałem tego w ogóle aby nie miało to wpływu na główny wątek fabularny). 


Nie ma tutaj żadnej kontroli nad zmiennymi statystykami po podbiciu poziomu bohatera, dlatego przedmioty które masz wyekwipowane powinieneś co jakiś czas zmieniać aby wybrać faktycznie najlepsze. Często ciężko przewiedzieć jaki dany przedmiot będzie miał wpływ na statystyki postaci, ale tutaj faktycznie to co używasz ma spore znaczenie, możliwe że nie miałeś z czymś takim do czynienia w innych grach. A powinieneś z nich korzystać szczególnie jeżeli jesteś na tyle pozytywnie szurnięty, że zdecydujesz się mierzyć z tymi falami-Tsunami przeciwników na wyższych poziomach trudności. Z zaskakująco mroczną i dobrze opowiedzianą fabułą, z nieco rozciągniętą rozgrywką, Berserk and the Band of the Hawk mimo wszystko dobrze przywita fanów jak i nowicjuszy w temacie serii.

Z pewnością nie załączy Ci się tryb "Berserk" z niezadowolenia, jeżeli zdecydujesz się na zakup tej gry.

★★★★☆
Luke Kemp


Berserk and the Band of the Hawk at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Wednesday, 23 August 2017

Samsung Galaxy A5 & A7 (2017) ★★★☆☆


Po zeszłorocznym sukcesie modeli Galaxy A5 i A7, Samsung zdecydował się na wypuszczenie ich edycji na rok 2017. Oba urządzenia posiadają metalową ramkę i szklany panel 3D, co zbliża je do flagowca jakim jest Galaxy S7. Są również dostępne w dwóch wariantach kolorystycznych - Black Sky oraz Gold Sand. Podczas gdy A5 posiada 5.2” ekran, waży 159g i dysponuje 3000mAh baterią, Galaxy A7 ma na pokładzie nieco większy, 5.7” ekran, 3600 mAh baterię, a wszystko to zamknięte w opakowaniu o wadze 186g.


Samsung dostarczył nam w obu modelach ekrany Full HD z panelami Super Amoled, zasilane przez procesor graficzny Exynos 7870 SoC, 3GB RAM oraz 32GB pamięci wewnętrznej (z możliwością rozszerzenia o kartę pamięci Micro SD o maksymalnej pojemności 256GB). Oba modele wspierają oczywiście Samsung Play a także są kompatybilne z technologiami NFC i MST.

Na szczęście w tym roku nie ujrzymy już wystających obiektywów w kamerach, kolejną innowacją w tym temacie są 16MP kamery zarówno z przodu jak i z tyłu! Co ciekawe, oba urządzenia posiadają certyfikat IP68, co czyni je odpornymi na wodę i kurz.

Czytnik linii papilarnych znajduje się na przycisku Home, regulacja głośności znajduje się po lewej stronie, przycisk uruchamiania po prawej, a kilka centymetrów pod nim umieszczono głośnik, co stanowi absolutną innowację w tym temacie. Na górze znajdziemy gniazdo kart SIM, a na dole port USB typu C. Oba modele posiadają również możliwość instalacji 2 kart SIM 4G.

Jeżeli chodzi o wydajność, interfejs UI jest zdecydowanie lżejszy i mniej rozbudowany niż w modelu zeszłorocznym, działając na Androidzie 6.0 (trochę to rozczarowuje, jednak Samsung znany jest już z dosyć późnych aktualizacji systemu na swoich nowych urządzeniach, niemniej wszelkie obietnice dotyczące aktualizacji Nougat zostały w końcu spełnione). Niektóre rozwiązania znane z S7, takie jak “Always on Display”, zostały wprowadzone również w A5 i A7.

Aparat posiada sporo filtrów i efektów, które można również dodatkowo pobrać ze sklepu Google Play. Interfejs jest płynny i wolny od bugów. Wielozadaniowość i gry obsługiwane są bez widocznych zacięć, co zostało sprawdzone podczas testów z Asphalt 8, Fifa 16, YouTube oraz 7-8 innych aplikacji odpalonych na raz. Dzięki systemowi szybkiego ładowania, A5 ładuje się od 0 do 100% w niecałą godzinę, a akumulator potrafi wytrzymać do 24h w trybie automatycznej jasności w pomieszczeniu.


Największym minusem obu produktów jest ich koszt, który oscyluje na pułapie cenowym iPhone 6 czy OnePlus 3T, które reprezentują dużo wyższy poziom. Daję tym telefonom niższą ocenę, głównie ze względu na zbyt wygórowaną cenę, przy całkiem jednak niezłych osiągach technicznych.

★★★☆☆


Pritesh Khilnani


Samsung Galaxy at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Tuesday, 22 August 2017

Jack Reacher: Nigdy nie wracaj ★☆☆☆☆


Wróćmy się pamięcią do roku 2012, gdy powstał pierwszy film Jack Reacher. Jego pojawienie się wywołało falę krytyki wśród widzów. Mimo to zarobił mnóstwo pieniędzy, co było wystarczającym powodem dla grubych ryb w Hollywood, oraz prawdopodobnie dla samego Toma Cruise'a, aby rozpocząć tworzenie sequelu. Ponieważ oczywiście my chcemy - nie, my potrzebujemy więcej Jacka Reachera. To było 5 ciężkich lat od kiedy pojawił się już nie taki nowy Jack Reacher. Cierpieliśmy, przeżyliśmy bezsenne noce, aczkolwiek nareszcie możemy odpocząć, ponieważ Cruise wraca z nowymi przygodami Reachera. Hura…


Jack Reacher: Nigdy nie wracaj - brzmi przewidywalnie boleśnie - nasz bohater musi rozwikłać poważny spisek rządowy w celu oczyszczenia swojego imienia, w trakcie której poznaje prawdę o swojej przeszłości - co jest strasznie przewidywalne. Nie podjęto żadnego wysiłku, aby wyróżnić się w poziomie narracji filmu akcji. Rządowy spisek? Bycie w ciągłym biegu? Tajemnicza przeszłość? Wszystko takie oklepane. Czy to Bond, czy to Bourne, czy to Reacher - mógłby to być każdy z nich. Brak jakiegokolwiek "reacheryzmu", który wyróżnił by ten film. Łączy się z masówką i ginie pośród najlepszych filmów. Rotten Tomatoes ujął to pięknie w dwóch słowach - monotonny schemat. Poetycki i dokładny. Jednak wciąż można doszukiwać się jakiś pozytywów... nieprawdaż?

Tom powraca, by zagrać swojego o 30cm wyższego tytułowego bohatera i wyraźnie kocha każdą minutę bycia tym bohaterem w trakcie swojej wczesnej 50-tki. Podobnie jak w kolejnych częściach "Mission: ipossible", "Niepamięci", czy "Na skraju jutra", Jack Reacher jest idelną przygodą dla kanapowców. Nie jest tutaj szczególnie zły, aczkolwiek naprawdę dobry był ostatnio w latach 90tych, więc jest to i tak niewiele jak na Cruise'a. Ale znowu nikt nie jest w tym szczególnie dobry. Teraz wróćmy się do 2012, kiedy to byliśmy... zmuszeni do obejrzenia...  pierwszego filmu. Pierwsza przygoda Reachera miała obsadę w postaci Rosamunda Pike, Richarda Jenkinsa, Wernera Herzoga, Davida Oyelowo oraz Roberta Duvalla. Niezła obsada, nieprawdaż? Zapewne myślicie, że to samo spotka Was w tym sequelu. Nic bardziej mylnego. Na ekranie mażemy zobaczyć Cobie Smuldersa, Aldis Hodge oraz Danike Yarosh. Jeżeli znasz 3 spośród tych "gwiazd" jesteś zdecydowanie sporym entuzjastą kina. Nie są najgorsi, jednak kompletnie nic nie znaczący. Zapewne film tego pokroju nie ma być zależny od poziomu aktorstwa, chodzi przede wszystkim o "przesłodzoną" akcję.

Sceny akcji w filmie zostały dosyć spokojnie nakręcone, nie zabraknie jednak prędkości i uderzeń. To jednak nie wystarczy, tego typu akcje możemy zaobserwować dzisiaj w w wielu filmach. Nawet filmy akcji potrzebują "tego czegoś", a w tym przypadku nawet postać Jacka Reachera jest po prostu słaba. Kolejny film z udziałem Toma Cruise'a, w którym odgrywa on rolę dojnej krowy. Pierwsz film powstał z myślą o powstaniu kolejnych sequeli, jednak nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że nastąpi kontynuacja. Nikomu się nie chce gadać o Jacku Reacherze. Nie czepiając się autora książek Lee Child - zapewne książki są w porządku. Ale na ekranie? Postać Jacka jest po prostu słaba.


Jack Reacher: Nigdy nie wracaj - tytuł pasuje jak ulał. Tom i jego koledzy nie powinni nigdy wypuścić na światło dzienne kolejnej części. Wyprodukowanie sequela było najzwyczajniej stratą czasu, pieniędzy i zasobów - a przede wszystkim stratą czasu dla tych, którzy byli zmuszeni obejrzeć film. Totalny brak motywacji, aby pośmiać się z żartów Ricka Astleya dotyczących filmu (Nigdy nie odpuszczaj, nigdy się nie poddawaj, nigdy nie wracaj). A wiadomo, że gdzie się kończy ochota na żary, to już jest koniec.

★☆☆☆☆

Sam Love


Jack Reacher: Never Go Back at CeX



Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Saturday, 19 August 2017

The Legend of Zelda: Breath of the Wild ★★★★★


Spośród niezliczonych gier wydawanych na różnych platformach każdego roku, tylko jedna, czy dwie są doceniane przez wszystkich graczy jako najlepsza gra jaka kiedykowleik powstała. W większości przypadków są to gry Nintendo. Na przykładzie Ocarina of Time - w dalszym ciągu przyciąga tłumy fanów, pomimo, że  może wydawać się przestarzała. Gra znajduje się w rankingu pięciu najlepszych gier wszechczasów. Możemy do tej listy dodać kolejną część Zeldy: Breath of the Wild, która jest niczym innym jak zakupem, którego koniecznie trzeba dokonać.


Jako że Residen Evil 4 okazał się fantastyczna grą , łamiąc reguły franczyzy na strzępy, BotW kreuje swoje miejsce w historii gier za pośrodenictwem kilku nieoczekiwanych i odważnych decyzji. Nie można już dłużej krytykować Nintendo za ukrywanie się pod płachtą ich wilekich tytułów (krytyka nigdy nie była uczciwa i dokładna). Jest to pierwsza przygoda z Zeldą (i to nie jest ogólna lista) zawierająca sporą ilość akcji, rozbijającej się broni i tarcz, których zresztą jest ogromna różnorodność, brak tradycyjnych lochów, możliwość wspinania się na jakąkolwiek powierzchnie w otwartym świecie, miernik wytrzymałości, na drodze brak instruktażu i przewodnictwa, możliwość (i konieczność) organizowania własnego posiłku i trunku, oraz otwarty świat który jest wszechstronnie dynamiczny.

Na początku gry budzicie się jako Link z czegoś, co wydaje się być głebokim snem lub wstrzymaną animacją. Wyłaniasz się z dziwnego aparatu, która w grze (początkowo) wydaje się nie mieć sensu. W pierwszej kolejności musisz pozbierać Sheikah Slate, potem robisz swoje. W drodzę można pozbierać sobie kilka ubrań, lub rozpocząć przygodę w samej bielinie. Po tym, co okaże się wydłużonym wprowadzeniem / samouczkiem (dopóki go nie ukończysz, nie jest to widoczne), otrzymasz paralotnię oraz możliwość pójścia dokądkolwiek w tym wielkim, otwartym świecie, który tak lubisz. Otrzymujesz podstawowy cel: "idź i dorwij tego drania" i to wszystko.
To co wydarzy się następnie, zależy tylko i wyłącznie od Ciebie i na tym polega filozofia napędzająca całą grę.

Tak jak Nintendo chętnie wspominał jeszcze przed wydaniem gry, teoretycznie możesz iść bezpośrednio do finału gry, ale na pewno nie jest to wskazane. Początkowo uzbrojenie będzie bardzo słabe, tym samym będziesz łatwym celem do zabicia. Odkrywanie świata oraz wykonywanie różnych zadań przyniesie Ci wiele żyć, większą wytrzymałość, uzbroi w lepszą broń i tarcze, nową i lepszę zbroję, oraz zdolność do jej wzmacniania, zdobywania punktów i znacznie więcej.

Mogłaby być to w istocie kompletna recenzja, która zepsułaby całą historię (co jest dosyć subtelnie i fachowo powiedziane) lub lepiej jest niedopowiedzieć wszystkiego aby samemu sprawdzić, co jeszcze może zostać odryte w tym świecie. BotW pogrąża każdą inną grę z otwartym światem, w jakąkolwiek graliście, demonstrując przy tym jak odpowiednio rozplanować koncepcję gry. Nigdy, przenigdy nie graliście w gre, która tak nagradza ciekawość, odkrywczość oraz eksperymentowanie z taką spójnością i urokiem. Na przykładzie uwielbianego GTA przez każdego po kolei, Rockstar są tak samo winni w wychwalaniu się otwartym światem, który w efektach końcowych zabija cały smak poprzez istnienie pustych przestrzeni, z którymi nic nie da się zrobić. U BotWa zwierzęta które zobaczysz (lub upolujesz) oraz potwory z którymi będziesz walczyć (lub podkradać się w ich pobliżu, a także unikać ich) są najmniej interesującymi stronami gry, które odkryjesz. Jeżeli coś w oddali wygląda dziwnie - sprawdź to, bo naprawdę warto. Jeżeli góry wydają Ci się nie do zdobycia - idź w ich stronę. Możesz się na nie wspiąć i ponownie odkryć ciekawy element podróży. Jeżeli zawuważysz dolinę lub jaskinię, idź w jej stronę, aby przekonać się, że było warto.



To jest zaledwie zarys gry, ale wychodzi to tylko i wyłącznie na plus. To doświadczenie nakłania do odkryć i przemyśleń. Ta gra jest warta zakupu nowej konsoli Wii U, albo Switch. Breath of the Wild Thing - kochamy to.


★★★★★

Luke Kemp


The Legend of Zelda: Breath of the Wild at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Friday, 18 August 2017

For Honor ★★★★☆


Do ubiegłego roku Ubisoft był powszechnie uważany za króla gier typu open-world. Seria Assassin's Creed została zawieszona, by dać wydawcy czas, aby ten zdecydował, co z tym zrobić. Far Cry wciąż nawiązywał do klasycznej formuły Ubisoftu, mamy tu na myśli chociażby wspinaczkę na wieżę, tak aby otworzyć bardziej żmudne i zbędne  zadania poboczne. Watch Dogs 2 zdołał zrobić co najmniej krok od swojego poprzednika. Niemniej jednak był to konik Ubisoft; otwarty świat, wieże wspinaczkowe oraz szybkie i interaktywne powtórzenia.


Obecnie publikują mniejsze projekty, oferując nowe i interesujące technologie, z planem zapewnienia trwałego wsparcia dla graczy. Po raz pierwszy pojawiły się Rainbow Six: Siege. Niespotykanie, świeże spojrzenie i zdecydowanie mniejszsa skala, pozwoliła stworzyć nową koncepcję oblężenia, która powstała dzięki rozwojowi nowej technologii niszczenia fizyki. To sprawiło, że Siege stał się niezwykle wszechstronną grą, która odniosła sukces, pomagając w uaktualnianiu zawartości Ubisoftu.

Teraz powstało For Honor, gra na tak małą skalę i intymna, że często trudno skupiać się na czymkolwiek innym niż przeciwnik. Przed rozpoczęciem meczu wyświetlane są mapy, na których będziesz grał, chociaż to bardzo szybko staje się zjawiskiem przypadkowym. Gdy zaczyna się runda, Ty koncentrujesz się na walce, a wszystko wokół krwawi.

Poza niektórymi miejscami, z których można spaść, lub obszarami wpłenionymi z ogniem lub lawą, nic innego się nie liczy. To dużo mówi o formule For Honor. Gra jest tak mocno skoncentrowana na walce, że może ona trwać bez końca lub zakończyć się w przeciągu kilku sekund.

Jednakże chodzi tylko o walkę w For Honor, można o niej dyskutować  długo i względnie obiektywnie, ponieważ wiele ze zdobytych doświadczeń zależy od tego, jak dana osoba i przyjmuje pewne straty. For Honor może i czasami będzie wydawać się frustrujące. Są chwile, kiedy będziesz przekonany, że nie można było zrobić nic, aby się bronić. Chodzi o osoby, które po dwudziestu godzinach gry nie są jeszcze szczególnie dobrew grze. Jeszcze nie.



Jest w tym jednak coś; Coś, co czyni, że zaczynasz dążyć do poprawy, samodoskonalenia i zaczynasz wygrać... i to jest doświadczenie, dla którego warto zagrać.To uczucie, kiedy starasz się wygrać trudny pojedynek, kiedy chcesz zablokować ciężki atak, który w niewłaściwy sposób spowoduje, że cię zabije. Będą chwile, kiedy absolutnie  znienawidzisz For Honor, a zwłaszcza podczas pierwszych kilku godzin rozgrywki. Gra ta wymaga cierpliwości i poświęcenia. Nie można zaprzeczyć, iż fizyka w grze jest na niskim poziomie, nie mniej jednak, nie można zaprzeczyć, że gra daje niesamowitą, surową euforię, po zwycięstwie. 

★★★★☆

Lewis Hill
For Honor at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Thursday, 17 August 2017

Nioh ★★★★★


Gra taka jak Nioh po prostu musiała się w końcu ukazać. Aczkolwiek nie dlatego że świat czekał na taką grę. Nie, taka gra musiała powstać, ponieważ ktoś musiał wyrwać władzę absolutną From Software, twórcom takich gier jak Dak Souls czy Bloodborne, dotychczas tylko oni mieli monopol na ten styl gier.


No dobra, niby było Lords of the Fallen, ale tak czy owak, uważam że porażka tego tytułu wynika z próby zrobienia Dark Souls jeszcze raz. Niestety było to zrobione od nowa, aczkolwiek nie dodało zupełnie nic nowego do formuły, a rzeczy które żywcem zapożyczali ze znanej serii robili zwyczajnie gorzej.

I w tym momencie wchodzi Nioh, całe na biało. Odświeża on konwencję, dodając do niej wiele nowych możliwości gameplayowych, oraz zupełnie nowy klimat. Świat Dark Souls to typowy zachodni świat fantasy, ale przepuszczony przez azjatycki filtr, kroczyłeś rycerzem w ciężkiej zbroi walczysz dużym mieczem z ogromnym smokiem. Wymusza to specyficzną wolną i ociężałą rozgrywkę (ale to dobrze). Dla kontrastu Nioh to starożytna Japonia. Szybkie przebieranie nogami, machanie lekką kataną i walka z demonami (tutaj zwanymi Oni)

Różnice w rozgrywce są na tyle duże że obydwie gry że od dzisiaj obie gry będą na stałe współistniały na rynku i w świadomości graczy. Dlatego taka gra była potrzebna światu. W końcu coś stanowi konkurencję dla gier From Software, nie poprzez kopiowanie, a adaptację i ewolucję. To właśnie świadczy o sile Nioh, zapożyczenia z serii Souls są widoczne, ale różnice są na tyle duże że gra jest w stanie się obronić  swoją własną mechaniką.

Najciekawszą zmianą jest system zarządzania staminą. Oczywiście że obowiązek kontrolowania jej, nie jest niczym nowym, aczkolwiek cała rozgrywka Nioh kręci się wokół tego. Kiedy zużyjesz całą staminę, nie jesteś w stanie się ruszyć i jest to dokładnie tak okrutna mechanika jak Ci się wydaje. Aczkolwiek, to nie jedyna rzecz na którą cały czas musisz mieć oko. Jeśli zużyjesz całą staminę, pojawi się specjalny wskaźnik, wciśnij R1 w odpowiednim momencie, a pasek ten zapewni się staminą którą pozwoli Ci jeszcze chwilę powalczyć. O dziwo przeciwników dotyczą te same zasady. Ich stamina będzie się zużywała dokładnie tak samo jak twoja, i dokładnie tak samo będą mieli szansę na kontratak.

Poważnie, mechanika staminy, połączona z dynamiczną, intuicyjną walką są wystarczającymi powodami by zarekomendować tę grę. Nawet jeśli to Cię nie przekonuje, naprawdę warto obejrzeć niesamowite projekty poziomów (z masą skrótów i nieoczywistych powiązań do odkrycia). Architektura starożytnej Japonii, oraz jej specyficzna flora i fauna (japońskie kreatury to coś naprawdę niepowtarzalnego), ubrana w stylizowany, pełen kolorów styl graficzny.



Taka gra jak Nioh musiała się ukazać. Rzuca ona wyzwanie grom Souls-like i popycha ich mechanikę do przodu, From Software nie może już dłużej być bierne, a może dzięki temu że Nioh się ukazało i okazało się sukcesem nie potrzebujemy już Dark Souls?

★★★★★

Lewis Hill


Nioh at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Monday, 17 July 2017

Halo Wars 2 ★★★☆☆


U niektórych graczy informacja o nowej grze z serii Halo wywołuje szybsze bicie serca. Kiedy okazuje się, że chodzi o RTS-owy spin-off Halo Wars, wielu osobom puls prędko się uspokaja. Halo Wars 2 robi wiele, aby oddać klimat Halo i przekonać konsolowych graczy do zasmakowania w gatunku tradycyjnie kojarzonym z PC. Niestety, skupiając się zbytnio na masowym odbiorcy, twórcy potykają się na podstawowych kwestiach.


Pierwsze wrażenia są niezłe. Cutscenki kosztowały pewnie tyle, że można by wyżywić średniej wielkości państwo przez okrągły rok, a wrażenia artystyczne (grafika i dźwięk) wprowadzają gracza w świat Halo z aksamitną gładkością. Nie ulega wątpliwości, że stworzenie dobrze działającego interfejsu na konsoli to droga przez mękę, ale biorąc pod uwagę pierwszą część, całość wygląda całkiem zgrabnie. Creative Assembly, mające na koncie wiele legendarnych RTS-ów, we współpracy z 343 Industries z pewnością nie mogą zawieźć.

Samouczek daje dobre podstawy, ale dopiero podczas rozgrywania Kampanii nauczysz się mechanizmów rządzących grą. To najlepszy sposób na opanowanie reguł, niezależnie od Twojego doświadczenia z tym gatunkiem, ponieważ zdobędziesz również karty XP i Blitz (więcej o tym wkrótce). Fabuła skupia się wokół organizacji The Banished, zbuntowanego odłamu Covenant, która... no cóż... chodzi o to, żeby uratować wszechświat. Takie tam drobne, codzienne sprawki. Poza kampanią można zagrać The Banished, w końcu kto nie lubi zagrać typem spod ciemnej gwiazdy?

HW2 nie upraszcza formuły RTS w poszczególnych jej składowych (przynajmniej nie na tyle, na ile możnaby się spodziewać). Możesz rozbudowywać bazę, zbierać surowce, zatwierdzać upgrade'y i stale kontrolować swoje jednostki. Najszybsze i najtańsze w produkcji jednostki są również najsłabsze, i choć chciałoby się zagęścić pole bitwy czołgami, to przez takie jednostki ponosimy największe nakłady kosztów i czasu.

Oczywiście nie jest tak, że w grze nie występują żadne uproszczenia. Masz możliwość grania online z lub bez nieograniczonych surowców, zależnie od wybranego trybu, jak i znajdziesz tam same nowe Blitz. Blitz zachęca do zbierania i rozwijania wirtualnych kart. Zagraj kartę, by prędko wezwać jednostkę, zaatakować lub wyczyścić pole bitwy. Każda karta związana jest z kosztami energii; zwiększ swoje generatory energii przez przetrzymanie dwóch czy trzech baz na polu albo niszcząc spadające przedmioty na mapę. Mecze Blitz są bardzo szybkie i dopóki twoja drużyna nie jest zrujnowana, całkiem przyjemne.

Czy będziesz w szoku, kiedy dowiesz się, że paczki z kartami Blitz możesz kupić za prawdziwe pieniądze? Raczej nie. Możesz, jeżeli jesteś na tyle szalony, by wydać odpowiednio dużo pieniędzy w celu zbudowania mocnej talii, wygrywać mecze przede wszystkim dzięki kasie, a nie cierpliwości i umiejętnościom. Niestety nie jest to największa bolączka tej gry.

Przede wszystkim, gra jest stabilna niczym uskok tektoniczny. Nawet grając offline spodziewaj się kilku crashów, zanim zobaczysz zakończenie kampanii. Często występują też rozłączenia z siecią w trybie online, a rozegranie meczu bez żadnych problemów graniczy z cudem. Gdyby tego było mało, każdy przerwany mecz liczony jest jako porażka, nawet jeżeli byłeś sekundy od zwycięstwa.



Rozczarowujące dla gracza jest to, że twórcy sprawiają wrażenie, jakby miał być to prosty flirt z gatunkiem RTS bez możliwości rozwoju. Zapewne da się to jakoś wyjaśnić (niektórzy gracze chyba opuszczają grę z gniewu, a nie przez problemy z siecią), ale główna linia jest taka, że nie jest to pełnoprawny RTS. Zabawa jest niezła w jego najlepszych momentach - szczególnie podczas gry z żywym przeciwnikiem - ale mała ilość rankingowych meczów jest jednym z wielu sygnałów, że jest to zasadniczo niedokończona gra. Halo Wars zawsze oznaczało FPS, a nie RTS.

★★★☆☆

Luke Kemp


Halo Wars 2 at CeX


Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl

Tuesday, 4 July 2017

Tom Clancy's Ghost Recon: Wildlands ★★★☆☆


Nie da się zaprzeczyć, że Ghost Recon: Wildlands jest grą ogromną, i nikt nie mógłby powiedzieć, że przebił się przez główną kampanię w ciągu kilku godzin, jednak czasami mniej znaczy więcej i nie da się ukryć, że Ubisoft zyskałby dużo więcej, gdyby zdecydował się zatrudnić do pracy nad tym projektem troszkę boliwijskich lokalsów.


Mówiąc prosto z mostu - fabuła nie powala i Ameryki nie odkrywa. To sztampowa opowieść, w której amerykańska agencja odmawia udzielenia pomocy uciśnionym w ich walce z baronami narkotykowymi, do momentu, w którym nie ginie jeden z jej pracowników. Po tych wydarzeniach wszystko zmienia się w jedno wielkie poszukiwanie zemsty, której ostatecznym celem jest śmierć bossa kartelu Santa Blanca - El Sueno.

Co ciekawe, na całość składa się nie tylko liniowe wykonywanie misji fabularnych, ale także przemierzanie tytułowej “dziczy”, podczas którego poszukujesz kolejnych celów na terenach opanowanych przez kartel, mając do dyspozycji tylko skrawki informacji dostarczone przez wywiad. Każdy cel jest pojedynczą nicią wchodzącą w skład pajęczej sieci utkanej przez kartel, a rozpracowanie wszystkich pomniejszych bossów doprowadzi cię małymi kroczkami do grubej ryby.

Jest to bez wątpienia ciekawy sposób budowania rozgrywki, który daje graczowi dużą swobodę i możliwość wyboru swojej własnej drogi do ukończenia gry. Sporym minusem jest jednak to, że prawie każdy obszar mapy czy każdą grupę pomniejszych bossów da się rozpracować w ten sam sposób. Unikatowy system zbierania informacji wywiadowczych szybko staje się nudny i sprowadza się do przedzierania się przez rzesze pomniejszych watażków, aby po ich trupach dotrzeć do stojącego nad nimi bossa. Poza tym, chcąc rozwijać swoją postać musisz skupić się również na pozyskiwaniu zasobów, co zmusza do ciągłego przebijania się przez zadania poboczne.

Dostęp do ogromnego terenu, usianego przepięknymi krajobrazami, ratuję tytuł tylko częściowo. Sposób prowadzenia walki niestety szału nie robi i to pomimo ogromnego wyboru broni i możliwości ich modyfikacji z wykorzystaniem sukcesywnie zdobywanych elementów. Prawda jest taka, że po zdobyciu konkretnego karabinu snajperskiego nie ma najmniejszej potrzeby używania innego uzbrojenia. Dodaj do tego jeszcze system “nieklejących” okładek, który nigdy nie działa tak jakbyśmy tego chcieli, a otrzymasz pewien obraz ogromu wad, jakich niestety nie udało się uniknąć przy tworzeniu Wildlands.

Całość wrażenia ratuje po części dający sporą frajdę arcadowy system prowadzenia pojazdów, który sprawia szczególną radość w przypadku kooperacji ze znajomymi. Niezależnie od tego czy preferujesz wykonywać zadania po cichu, czy też jesteś zwolennikiem totalnej rozwałki, to jak będzie wyglądać rozgrywka zależy tylko od tego ile ty i twoi znajomi jesteście w stanie z niej wycisnąć.



Gdyby tylko całość zaprezentowanej mechaniki nie została tak bardzo rozciągnięta na zbyt dużej przestrzeni dostarczonej przez grę, Wildlands byłby bez wątpienia tytułem znacznie lepszym. Każdy pozytywny element rozgrywki jest bowiem natychmiast psuty przez powtarzalność, a kilka dobrych pomysłów na gameplay nie jest w stanie uratować projektu jako całości.

★★★☆☆

Robin Parker


Tom Clancy's Ghost Recon: Wildlands at CeX



Get your daily CeX at


Digg Technorati Delicious StumbleUpon Reddit BlinkList Furl Mixx Facebook Google Bookmark Yahoo
ma.gnolia squidoo newsvine live netscape tailrank mister-wong blogmarks slashdot spurl